Zełenski jak Wiedźmin
W Teatrze Nowym Proxima przygotowano spektakl NaXuj, czyli miejsce dyslokacji rosyjskiego okrętu wojennego, którego głównym bohaterem jest Wołodymyr Zełenski. Reżyser przedstawienia Piotr Sieklucki zaproponował napisanie sztuki o prezydencie Ukrainy Ziemowitowi Szczerkowi. Pisarz doskonale zna naszych wschodnich sąsiadów i wie, że nic tam nie jest czarno-białe, a czasem przybiera wręcz szekspirowski wymiar.
Piotr Sieklucki i Magda Huzarska-Szumiec, a Ziemowit Szczerek jak zawsze w drodze
fot. Marcin Oliva Soto
Magda Huzarska-Szumiec: Kiedy rozmawiał pan z ludźmi w Ukrainie, co mówili o swoim prezydencie Wołodymyrze Zełenskim?
Ziemowit Szczerek: Do niedawna opinie o nim były dość podzielone. Po wyborach, kiedy udało mu się zebrać 70-procentowe poparcie, wzbudził nadzieje, że wniesie do ukraińskiej polityki powiew świeżości. Te nadzieje zostały jednak szybko roztrwonione i na temat Zełenskiego wielu Ukraińców zmieniło zdanie. Ale kiedy Rosja zaatakowała ich kraj, a on okazał się prezydentem, który nie ucieka z Kijowa, tylko staje na barykadzie ze swoimi rządem i współpracownikami, uznali go za symbol walki o wolność. Oczywiście musimy mieć świadomość, że znaczenie miała tu nie tylko jego postawa, ale także bardzo umiejętnie prowadzona kampania medialna, która wzbudziła poruszenie na Zachodzie. Okazało się, że facet, który był aktorem, potrafi bardzo skutecznie rozegrać tę sytuację. Dzięki zdolnościom medialnym Zełenskiego i jego sztabu cała opowieść o wojnie została zdominowana przez Ukrainę. Oni są bohaterskimi żołnierzami, neokozakami, którzy walczą z okrutnym najeźdźcą. Rosyjska perspektywa w tej sytuacji kompletnie znikła, została ośmieszona. Ukraińcy to bardzo doceniają i teraz są przekonani, że Zełenski jest idealnym prezydentem na czas wojny.
W ten sposób został bohaterem naszych czasów?
Ziemowit Szczerek: Tak, i świetnie odgrywa tę swoją życiową rolę bohaterskiego prezydenta na barykadzie. Ale z drugiej strony on naprawdę nim jest. Kiedyś widziałem aktora Arka Jakubika, który grał, że gra w zespole rockowym, a równocześnie naprawdę był w tym zespole. Tak jest też z Zełenskim, który dzięki takiemu połączeniu stał się bohaterem naszych czasów. Nie rusza się z miejsca, cały czas jest w tych samych wojskowych ciuchach. Przez to wygląda jak superbohater, jak postać z komiksu. To mi się fajnie łączy, bo jakiś czas temu mój przyjaciel, malarz ze Lwowa, miał w Krakowie wystawę, którą zatytułował Ukraina szuka bohatera. Poprosił mnie o tekst do katalogu. Pisałem w nim o tym, że Ukraina szuka bohatera, który by mógł ją reprezentować i który uzupełniłby ukraińską mitologię o coś współczesnego. I teraz pojawia się superbohater Zełenski. Jestem przekonany, że kiedy skończy się wojna, niezależnie, czy dalej będzie prezydentem czy nie,
i tak będzie noszony na rękach, zostanie wielką postacią. Będą mu budować pomniki, ulice będą nosić jego imię.
Piotr Sieklucki: Dla mnie też Zełenski jest absolutnym bohaterem naszych czasów. Jego nazwisko stało się na świecie rozpoznawalną marką walki o wolność. Wprawdzie moi ukraińscy koledzy i studenci twierdzą, że nie jest on taki cukierkowy, jak nam się wydaje, ale to w tej chwili nie ma znaczenia. Człowiek, który spokojnie mógłby wyjechać, żyć dobrze gdzie indziej, ubiera hełm, kamizelkę kuloodporną i idzie na barykady. W ten sposób staje się odpowiednikiem naszego polskiego Wiedźmina. Przypomniałem sobie o nim, bo rozmawiamy z Ziemkiem Szczerkiem, a przecież to on jakiś czas temu napisał dla naszego teatru Wiedźmina. Turbolechitę.
Teraz pan Ziemowit napisał dla waszego teatru sztukę o Zełenskim. Czyj to był pomysł?
Piotr Sieklucki: Wpadłem na to, kiedy na początku wojny zacząłem czytać historię Zełenskiego. Nie kryję, że ważne dla mnie było to, iż jest on aktorem, człowiekiem, którego świadomość gestów, mimiki, całej swojej fizyczności jest o wiele większa niż u innych. Z zainteresowaniem śledziłem w internecie jego wystąpienia, przyglądałem się, jak gestykuluje, jak ma postawiony głos, co robi, żeby przytrzymać uwagę widza przy ekranie. Pomyślałem, że to wszystko może świetnie złożyć się na spektakl, który bez wątpienia będzie hołdem dla tego, co robi Zełenski od momentu ataku Rosji na Ukrainę. Od razu zadzwoniłem do Ziemka, bo tylko on mógł napisać taki tekst, szczególnie że wszyscy znamy jego miłość do Ukrainy, gdzie bywa i przyjaźni się z ludźmi. Dlatego przez myśl mi nie przeszło zaproponowanie tego na przykład Dorocie Masłowskiej. Wiedziałem, że musi to być Wielki Szczerek.
Kiedy Piotr zaproponował panu napisanie tej sztuki, nie miał pan obaw, że to wszystko zbyt szybko się dzieje, że nie zdąży pan złapać dystansu do wydarzeń na Ukrainie i do samego Zełenskiego?
Ziemowit Szczerek: Ja mam sporo do niego dystansu, bo jego działalność obserwuję już od dawna. To nie jest człowiek, który pojawił się wczoraj deus ex machina. Kiedy Piotrek postanowił zrobić o nim spektakl, ucieszyłem się, bo w polskim teatrze brakuje mi czegoś, co istnieje na przykład w świecie anglosaskim, czyli kulturowego podejścia do rzeczy dziejących się tu i teraz. Anglicy i Amerykanie dawno już przerobili na scenie czy na ekranie brexit, Trumpa… Dlatego uważam, że to jest świetny moment, by opowiedzieć o Zełenskim. Przy czym proszę sobie nie wyobrażać, że będzie to laurka wystawiona dzielnemu prezydentowi. Zdaję sobie doskonale z tego sprawę, że nie jest to postać krystaliczna, ma też swoje ciemne strony. Zresztą jego historia jest reprezentatywna dla Ukrainy. Pochodzi z Krzywego Rogu, robotniczo-inteligenckiego miasta leżącego na wschodzie kraju, w którym mówiło się po rosyjsku i gdzie ukraiński nacjonalizm był zdecydowanie słabszy niż na zachodzie. Tam nie wspominało się zbyt często o ukraińskim patriotyzmie czy ukraińskiej narodowości tak, jak ją dzisiaj rozumiemy. Zełenski musiał to wszystko dopiero w sobie odkryć. W tym sensie przeszedł taką samą drogę jak wielu innych Ukraińców. Oni dopiero teraz zyskali pewność co do swojej tożsamości. To jest nowa dla nich opowieść, którą Zełenski zaczął pisać i odgrywać. Ta niejednoznaczność bardzo mnie interesuje, dlatego uważam, że trzeba jego historię opowiedzieć. Niesie ona ze sobą tak wiele wątków, że na pewno nie mógł powstać z niej prosty, linearny tekst.
Czy znajdują się w nim wątki dotyczące początków prezydentury Zełenskiego?Ziemowit Szczerek: Tak. On zaczynał jako postać wzięta prosto z serialu Black Mirror, tak przynajmniej twierdzą moi znajomi w Ukrainie. Oni się tego obawiali, bo mamy tu do czynienia z aktorem, który w serialu Sługa narodu zagrał prezydenta, którym naprawdę chciał zostać. Używając tego typu populistycznych sztuczek, zebrał sympatię większości wyborców. Obnażył przy tym demokratyczne standardy, bo okazało się, że ludzie głosują sercem, a nie rozumem. Przy czym on w tym serialu był całkiem racjonalny. Prezydent, którego odgrywał, miał w sobie sporo chłopskiego rozumu. Pod względem pijarowym to było świetnie przeprowadzone. Szczerze mówiąc, on w bardzo podobny sposób przeprowadza tę wojnę.
Ale po pierwszej powyborczej euforii entuzjazm Ukraińców opadł, zaczęto się obawiać, że stanie się on marionetką w rękach oligarchów.
Ziemowit Szczerek: I tak było. Przecież on od początku współpracował z Ihorem Kołomojskim, ukraińskim oligarchą, magnatem medialnym, który podczas wyborów stał za jego plecami. Pozycję Kołomojskiego można porównać do pozycji dawnych książąt kresowych. Tak jak oni „siedział” na Dnieprze. Ta dzisiejsza Ukraina z wpływami tamtejszych oligarchów jest bardzo podobna do Ukrainy sprzed wieków, kiedy to kresowi władcy ustawiali się po różnych stronach barykady i wojowali ze sobą. Kołomojski został znienawidzony przez Putina, bo to on w roku 2014 i 2015 uzbroił bataliony, które powstrzymały atak Rosjan w Donbasie. A później poszedł na wojnę z Poroszenką, którego postanowił odsunąć od władzy. Jako gubernator Dniepropietrowska robił tu największe interesy, będąc równocześnie szefem telewizji „1+1″. Zełenski z nią współpracował i to Kołomojski wykreował go na prezydenta. Tylko że w pewnym momencie Zełenski urwał mu się ze smyczy i zaczął grać we własną grę. Zresztą tam tak często bywa, że ktoś na czyichś plecach wchodzi do polityki, a potem odwraca się od protektora. Tam jeden jest ]agonem, drugi Lady Makbet. Ukraina to Szekspir w czystym wydaniu.
Kilka tygodni przed wybuchem wojny 62 procent Ukraińców było przeciwnych reelekcji Żeleńskiego.
Ziemowit Szczerek: I pewnie nie zostałby już wybrany. Wielu ludzi było na niego wściekłych, bo zaczął rządzić dyktatorsko, tworzył paralelne struktury do tych oficjalnych, które wymykały się mu spod kontroli. Swoją władzę zaczął opierać na powołanej przez siebie Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. To się nie podobało Ukraińcom, bo przecież miał naprawiać sytuację polityczną kraju, a nie prowokować kolejne patologie na szczytach władzy. Zresztą teraz też wielu ludzi mi mówi, że nie wiadomo, jak to będzie po wojnie. I czy Żeleński okaże się dobrym prezydentem na czas pokoju.
A w którym momencie Ukraińcy uznali, że jest świetnym prezydentem na czas wojny? Czy miało tu znaczenie jego słynne zdanie wypowiedziane w momencie, kiedy Amerykanie zaproponowali mu pomoc w opuszczeniu Kijowa?
Ziemowit Szczerek: Bez wątpienia tak. Oni chcieli wywieźć go do Lwowa, na co usłyszeli: „Nie potrzebuję podwózki. Dajcie mi amunicję”.
Znalazło się ono w pana sztuce?
Ziemowit Szczerek: Tak, ponieważ ona kręci się wokół takich szlagwortów, którym staram się nadać nieco perwersyjny wymiar. Jestem pewny, że Piotrek to odpowiednio oprawi, bo jest w tym świetny.
A kto w Teatrze Nowym wypowie te znane już na całym świecie słowa?
Piotr Sieklucki: Michał Felek Felczak – aktor młodego pokolenia, który nawet fizycznie jest podobny do Żeleńskiego.
W jakiej konwencji zamierzasz wystawić ten tekst?
Piotr Sieklucki: Szczerek napisał tekst, który mnie zatrzymał. Pomyślałem, czy tak można, bo scenariusz jest pisany lekko, z dystansem, groteskowo, a wojna przecież taka nie jest. Choć z drugiej strony, patrząc na zabiegi PR Żeleńskiego, jego nieogoloną, zmęczoną twarz, tą samą od dwóch tygodni koszulę, te same buty, to jest w tym wiele z groteskowego teatru. Zastanawiałem się, czy z wojny można zakpić, zadrwić, czy historia Ukrainy, którą my Polacy też rozbieraliśmy i trzymaliśmy chwilę pod butem, da się w tak łatwy sposób opowiedzieć żartem. Ziemek pisze z dystansem, trochę tak, jakby ta wojna się już skończyła. Ale jest w tym siła, ponadczasowość. Spektakl w założeniu będzie jakby snem, koszmarem wojny, gdzie miesza się przemoc z muzyką. Chcę, by był opowieścią
o rozpadającym się świecie wartości, pokoju, paktów i układów, które, jak się okazuje, nie mają znaczenia. Upiór Ukrainy nękający i drwiący z Zeleńskiego, będzie w spektaklu tego symbolem. Symbolem Ukrainy, która nie wie, czy jest z Europy czy Rosji, jakby tańczyła dziwny taniec z obu partnerami. Zełenski w spektaklu mówi: „My się od Ruskich odrywamy, bo już ich, kurwa, nie kochamy! My już się dawno oderwaliśmy, tylko jakoś nam i wam (Ruskim) trudno było w to uwierzyć, bo może nie byliśmy gotowi na separację! A wy jesteście jak ten chuj-kochanek, co kocha ręką! Co bije! My chcemy odejść, a wy nie! Nie odchodź, kochana! Już nigdy cię nie uderzę! A potem znowu – jeb, jeb!”. Setki wzajemnych toksycznych relacji. O tym będzie spektakl.
Teatr Piotra ma charakter muzyczny. Czy w przedstawieniu pojawią się piosenki?
Ziemowit Szczerek: Oczywiście, wiem, że Piotrek lubi sobie pośpiewać, więc mu nie odbiorę tej przyjemności. Ja zresztą też dobrze odnajduję się w konwencji teatru, jaki on prowadzi, teatru na pograniczu pozornie lekkiego, łatwego w odbiorze musicalu, aleniosącego ze sobą duży ładunek intelektualny. Jego spektakle w przyjazny dla percepcji widza sposób przekazują rzeczy istotne. Zełenski o rzeczach istotnych mówi z kolei w swoich wystąpieniach. Mają one w dużej mierze umocowanie w jego aktorstwie.
Czy ty, Piotrze, zauważasz, po jakie chwyty on sięga, by ludzie go tak emocjonalnie odbierali?
Piotr Sieklucki: Bez wątpienia ma doskonale opanowaną umiejętność skupiania na sobie uwagi, przyciągania do siebie samym spojrzeniem. Kiedy trzeba, potrafi patrzeć ludziom w oczy mądrze, kiedy trzeba – czule, kiedy trzeba – z przerażeniem. To są dość proste chwyty aktorskie, których uczy się w szkole teatralnej czy nawet na warsztatach teatralnych.
A które z wystąpień prezydenta Ukrainy zrobiło na tobie największe wrażenie?
Piotr Sieklucki: Chyba to z pierwszych dni wojny, kiedy siedział w zielonym fotelu i zwracał się bezpośrednio do narodu ukraińskiego. Poruszyło mnie także jego wystąpienie w Parlamencie Europejskim. Wylał tam na chłodno kalkulujących, unijnych polityków kubeł zimnej wody. Obnażył ich słabość, ale też zmobilizował do działania. Jak widać, w tym, co robi, jest skuteczny. W Polsce spowodował, że TVN i TVP zaczęły się wypowiadać na jego temat tym samym głosem. Przynajmniej przez chwilę. Mnie wzruszyło jego przemówienie, kiedy powiedział Ukraińcom, że mają szansę wygrać z Rosjanami, bo bronią swojego domu.
A dla pana, które z wystąpień prezydenta było najistotniejsze?
Ziemowit Szczerek: Na mnie wrażenie zrobiło jego przemówienie skierowane tuż przed samą wojną do Rosjan. Mówił do nich, że przecież wy nas znacie, byliście nie raz w naszym kraju, studiowaliście na naszych uczelniach, macie Ukraińców w rodzinach. Nie musicie nas atakować. Ale wiedzcie, że jeżeli to zrobicie, zobaczycie nasze oczy, nasze twarze, a nie nasze plecy. To było takie wow! A pamiętacie, jak przemawiał w Parlamencie Europejskim? Nawet tłumacz się popłakał. Facet jest naprawdę świetnym aktorem i świetnie wykorzystuje swoje aktorskie instrumenty. Choć tak naprawdę przecież jest samoukiem, z wykształcenia prawnikiem. Zaczynał w kabarecie, potem przeszedł do filmu, grał w jakichś komediach. Wystarczyło mu to, żeby się otrzaskać.
Myślicie, że ktoś mu jeszcze w Ukrainie pamięta, że „tańczył z gwiazdami”? Ziemowit Szczerek: To go nawet uczłowiecza. To było fajne, ludzie go takiego polubili. Zauważcie też, że od kiedy Ukraina ustawiała się po przeciwnej stronie szowinistycznego świata Rosji, nieliberalnej, quasi-demokracji, którą oferuje Putin, to zaczęła się chwalić, że ma w armii żołnierzy LGBT, a fakt, że Zełenski przebierał się w szpilki, uznano za całkiem cooi. Putin w mediach prezentował się z gołą klatą na koniu i z karabinem w ręku, a jak przyszło co do czego, to okazało się, że jego żołnierze są niekompetentnymi maruderami, którzy dostają wp…. Wojska Zełenskiego, który po gejoeuropejsku biegał w lateksach, są za to najlepszą armią, której NATO nie ma. I na tym polega między nimi różnica, którą na pewno pokażę w sztuce.
Piotr Sieklucki: Świetnie, bo od początku widziałem w niej głównego aktora ubranego w szpilki. Tak się będzie zaczynał spektakl. Od tańca LGBT, który przejdzie w taniec czarnej rozpaczy, wojny i śmierci.
Wracając do pierwowzoru postaci teatralnej, co myślicie o postawie rodziny Zełenskiego, jego żony? Czy to, że twardo przy nim stoi, że nie wyjechała z dziećmi na Zachód, też przysparza mu sympatii?
Ziemowit Szczerek: Na pewno, choć ludzie oczywiście mają świadomość, że zachowanie Ołeny Zełenskiej obliczone jest na wywołanie efektu. Ale oczywiście to też jest ważne.
Czy ona też będzie obecna w pana tekście?
Ziemowit Szczerek: Postacie kobiece są w nim bardziej symboliczne. Najważniejszą kobietą jest w niej Duch Kijowa. Jest też demoniczna pilotka, która strąca samoloty, i babcia niszcząca drony, w które rzuca słoikami po ogórkach. Chcę przywrócić polskiej scenie postać starszej kobiety. Zawsze drażniło mnie, że u nasz jednej strony wyrażamy w stosunku do babć czułość, a z drugiej zwyczajnie je lekceważymy. Jestem przekonany, że są to najbardziej godne szacunku postaci w słowiańskim i europejskim świecie. Chciałem odzyskać je dla kultury.
A odzyska pan też babcię, która nakarmiła rosyjskich żołnierzy pasztecikami, przez co wrócili oni do domu w cynkowych trumnach?
Ziemowit Szczerek: To akurat najprawdopodobniej jest legenda, ale właśnie takimi legendami, które przeszły do popkultury, mój dramat będzie zilustrowany.
Czy wątki związane z żydowskim pochodzeniem prezydenta też się w nim znajdą?
Ziemowit Szczerek: Jak najbardziej. Nie chcę tutaj zbyt wiele zdradzać, ale będą zaskakujące. To ważny wątek w relacji Zełenskiego z politykami z Izraela, ale też w relacji z Kołomońskim, który jest Żydem, czy Abramowiczem. Szczególnie w przypadku tego ostatniego oligarchy nie widomo do końca, jaka historia stoi za jego relacjami z Żeleńskim. Według jednej z teorii Abramowicz zaangażował się w działania pokojowe, ponieważ nakłoniły go do tego środowiska żydowskie.
Z tego, co panowie mówicie, wynika, że Zełenski jest postacią wielowymiarową. Sądzicie, że uda się tę wielowymiarowość oddać na scenie?
Piotr Sieklucki: Jestem przekonany, że tak. Widzowie, którzy odwiedzą Teatr Nowy Proxima, też się na pewno o tym przekonają.
*
Ziemowit Szczerek jest pisarzem, dziennikarzem, tłumaczem. Jego książka Przyjdzie Mordor i nas zje jest fabularyzowanym reportażem na temat Ukrainy.
Piotr Sieklucki jest aktorem, reżyserem, współzałożycielem i dyrektorem Teatru Nowego Proxima. Stworzył wiele realizacji scenicznych, poczynając od głośnego Lubiewa, a kończąc na Korze, w której wciela się w rolę Matki Boskiej.
Magda Huzarska-Szumiec – dziennikarka, teatrolożka, jurorka Marki Radia Kraków. Miłośniczka win o wszystkich kolorach…