Wyborcza o przemocy w teatrze

Przemoc w teatrze. Piotr Sieklucki: „Wszyscy jesteśmy sprawcami i ofiarami”

Granice? Dla roli u wielkiego reżysera można było wiele znieść. Teatr stoi na przemocy przede wszystkim słownej. Nazwanie kogoś durniem to łagodna forma krytyki. Ale na scenę weszło pokolenie, które umie powiedzieć „stop”.

Rozmowa z Piotrem Siekluckim, reżyserem, aktorem, dyrektorem Teatru Nowego Proxima

Małgorzata Skowrońska: Fuksowałeś się?

Piotr Sieklucki: Byłem pierwszym studentem na swoim roku, który nie dał się fuksować, i nielicznym absolwentem w historii PWST, który ukończył uczelnię bez fuksówki.

Dlaczego?

– Fuksówka zaczyna się z pierwszym dniem rozpoczęcia nauki. Starsze roczniki zabrały nas wtedy na Kazimierz. Ponury, brzydki i ze złą reputacją. Tak Kazimierz wyglądał 20 lat temu. Ustawili nas pod ścianą Alchemii w szeregu. Kazali odliczać, przedstawić się i nadawali ksywki. Starsza studentka, dziś aktywna obrończyni pokrzywdzonych przez pedagogów PWST, ryknęła do stojącej obok mnie studentki: „Klękaj, suko”. Zareagowałem ostro: „Co ty odpier…?”. I usłyszałem: „Zamknij się, fuksie, i na miejsce!”. Wyszedłem więc z szeregu i poszedłem w cholerę. I do końca studiów nie nawiązałem już relacji ze starszymi rocznikami. Zostałem outsiderem. Z perspektywy czasu wiem, że dobrze się stało, ale wtedy miałem żal, bo zostałem wykluczony ze społeczności. Przez okres fuksowania nie miałem kontaktu ze swoimi kolegami. Nie uczestniczyłem też w wielkim święcie finału fuksówki. Chyba radosnym i imprezowym. Niemniej to wykluczenie dla kogoś, kto dostał się do wymarzonej szkoły aktorskiej, nie było to łatwe. Dziś z większością tych ludzi, którzy mnie wtedy omijali, rozmawiam normalnie. Mnie nie złamali, ale znam takich, którym ostre fuksowanie zaszkodziło.

O co chodzi z tym aktorskim fuksowaniem? Podobną tradycję miały też inne szkoły aktorskie, w większości już zakazano tych barbarzyńskich zwyczajów. W Krakowie stało się to, gdy szkołą zaczęła rządzić Dorota Segda.

– Trzeba było udowodnić, że jest się godnym tej szkoły i że szanuje się hierarchię. Bo nasz teatr jest hierarchiczny, wręcz pańszczyźniany. Reżyser może przyjść pijany na próbę, być wściekły, wrzeszczeć na aktorów (nie mówię, że mnie się nie zdarzało!). Tego samego prawa aktor nie ma. Musi być trzeźwy, bo inaczej wylatuje. Nie może być wściekły, bo humory i frustracje musi zostawić przed drzwiami teatru. Fuksowanie było wstępem do tego przemocowego systemu. Dlatego chwała Dorocie Segdzie za przerwanie tej wielopokoleniowej tradycji.

Bartosz Bielenia, krakowski wychowanek, przeprosił za przemoc, jakiej dopuścił się podczas fuksowania. W swoim poście pisał też, że był też ofiarą, ale nie ma żalu do nikogo. Wygląda na to, że dość łagodnie go sfuksowano.

– Wszyscy jesteśmy katami i ofiarami. Jeśli milczymy, to znaczy, że przyzwalamy. Gdy czytam wpis jednego ze znanych kolegów: „dość terroru i chamów pedagogów”, to chciałbym mu przypomnieć, że jak byliśmy razem na roku i wielka, emerytowana już aktorka znęcała się nad koleżanką, to my chichraliśmy się po kątach. Dla nas to była normalna metoda pedagogiczna. Wiadomo, jak się źle gra, to trzeba opier… A że dziewczyna wymiotowała ze strachu przed zajęciami, to dla nas był to większy powód do drwin. Powinniśmy przerwać ten cyrk? Tak! Dziś łatwo podłączyć się pod ofiary. A z drugiej strony, czy mamy Grotowskiego, Kantora, Dejmka wymazać z encyklopedii teatru polskiego? To były inne czasy. 

Uderzanie teraz w stare autorytety do niczego nie prowadzi. Dajmy już spokój i twórzmy teatr z nowym pokoleniem, które pokazało nam żółtą kartkę.

Nie przeraziła cię skala świadectw przemocy, do jakiej dochodzi w szkołach teatralnych i na próbach? To nie tylko głos młodego pokolenia aktorów, ale też tych dojrzałych. Okazuje się, że łapanie za piersi ma emocjonalnie wyzwalać, mieszanie z błotem ma odblokować, a wywalanie z prób ma zdopingować do lepszej gry. Do tego zastraszanie, obrażanie, presja psychiczna…

Czy krzyk jest już przemocą? Zamykanie się z aktorkami i nakłanianie ich do rozbierania się jest obrzydliwe, nie ma na to miejsca. Ale sam krzyk? Dziś do głosu doszło pokolenie, które nasze autorytety ma w nosie. Ma to swoje dobre i złe strony. Być może oni nie potrzebują mistrza, ale partnera.

Jesienią w ramach Laboratorium Nowego Teatru powstał „Spektakl dyplomowy, czyli kilka piosenek o przemocy w teatrze”. Oddaliśmy scenę młodym ludziom, którzy swoim językiem chcieli opowiedzieć o przemocy, z jaką się spotykają. Historie, jakie opowiadają twórcy tego przedstawienia – Karolina Szczypek i Paweł Sablik – są autentyczne. Jest tu przemoc werbalna, ale też finansowa. Zresztą aspekt finansowy odgrywa kluczową rolę w spotęgowaniu fali świadectw. Młodzi twórcy pozbawieni są jakiejkolwiek systemowej pomocy i opieki socjalnej. Czują się bezradni, szukają więc źródeł swojego niepowodzenia. Za komuny każdy kończący szkołę aktor dostawał angaż. Dlatego tak ważna jest ustawa o statusie artysty. Ona przerwie łańcuch frustracji! Ten projekt powinien powstać już dawno, bo dawno (jak mówiła Szczepkowska) skończył się komunizm. Wielkie uznanie należy się tym, którzy tę ustawę przygotowali. 

Istnieje niebezpieczeństwo, że ta burza zbierze ofiary wśród tych, którzy na to nie zasłużyli.

– Wśród wielu świadectw i opowieści o traumie pojawiają się też próby wyrównania rachunków z dawnych czasów. Jeden pokrzywdzony kolega oskarża A.N.. A ja wiem, że to jego oświadczenie jest, jak mawiał Dyzma, dęte. Chłopak zawalał, nie przychodził na zajęcia, wiecznie przysypiał. Jego obecne oskarżenia pod adresem wymagającego dziekana to już czyste szaleństwo. Cienka widać jest granica miedzy „wymaganiem” a „przemocą”.

Coraz częściej słyszę głosy tych, którzy być może subiektywnie czują się poszkodowani, ale obiektywnie nie doznali wielkich krzywd. Za to aktorzy i aktorki, którzy doświadczyli traumy, np. przemocy seksualnej, wciąż milczą. Zjada ich wstyd i strach.

Sam jesteś reżyserem. Nie zawsze możesz pochwalić aktora. W świecie teatralnym na próbach nie mówi się językiem literackim, emocje szaleją. Łatwo w tych warunkach przekroczyć granice.

– Wszyscy jesteśmy sprawcami i ofiarami. Przyszedł czas teatralnego katharsis. Czas, by wyjść z przemocowego paradygmatu.

A aktor Sieklucki był ofiarą?

– Nie. Bywało, że dostawałem po łbie. Mówiłem wtedy sobie: „aleś wybrał zawód!”. 

Co się stało z dziewczyną, twoją koleżanką z roku, którą brutalnie traktowano?

– Gra w serialach. Dobrze sobie radzi. Nie jest łatwo publicznie opowiadać o trudnych doświadczeniach i oskarżyć odchodzące symbole krakowskiego aktorstwa. Niczego to już nie zmieni. 

Przemoc w teatrze – historia fali świadectw

W połowie marca absolwentka Szkoły Filmowej w Łodzi Anna Paliga (ma 24 lata, rok temu ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Filmową, Telewizyjną i Teatralną w Łodzi) wywołała trzęsienie ziemi w środowisku artystycznym, opowiadając o przemocy, jakiej doświadczyła ze strony wykładowców i wykładowczyń uczelni. Głos zabrała podczas tzw. Małej Rady Programowej – to forum powołane przez nową rektorkę Milenię Fiedler, która pełni tę funkcję od września 2020 r. 

Paliga opowiadała m.in. o wykładowcy, który „wpadł w furię i rzucił w grającą grupę krzesłem”, po czym „z pięściami ruszył na jednego ze studentów”. Inny wykładowca miał zaprezentować studentowi, jak powinien odegrać scenę, w której uderza w twarz sceniczną partnerkę. „Uderzył studentkę w twarz tak mocno, że z nosa trysnęła jej krew”. Ówczesny rektor „Filmówki” miał z kolei na zajęciach nazywać Paligę „pierdoloną szmatą, kurwą” i poniżać ją w obecności całej grupy.

Paliga udostępniła swoją przemowę także we wpisie na Facebooku, a jej wyznanie otworzyło usta ofiarom. 

O przemocy w mediach tradycyjnych i społecznościowych opowiedzieli m.in.: Joanna Szczepkowska, Aleksandra Konieczna, Danuta Stenka, Tamara Arciuch, Maja Ostaszewska, Weronika Rosati czy Paweł Tomaszewski. Każdego dnia dochodzą nowe głosy.

Kolejne wyznania pokazały, że oprawcami są nie tylko wykładowcy, ale także studenci podczas obrzędu fuksowania (rodzaj chrzcin dla pierwszego rocznika). Zaczęło się od wyznania absolwenta krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych Bartosza Bieleni, który napisał w mediach społecznościowych: „Jestem sprawcą przemocy. Brałem udział w wielu fuksówkach. Jako »car«, a następnie jako mniej lub bardziej bierny świadek bądź gość »kwarców«. Jestem bardziej niż pewien, że w ciągu tych kilku lat skrzywdziłem ludzi, którzy dopiero co stawiali kroki w tym zawodzie”.

W ubiegłym roku fuksówek zakazała Dorota Segda, rektor krakowskiej AST. Na uczelni działa już rzecznik ds. etyki, ale po rozmowach z samorządem studenckim prof. Segda zdecydowała, że powoła zewnętrzną rzeczniczkę ds. etyki. Posadę objęła Nina Gabryś, była radna krakowska, a od niedawna rzeczniczka prezydenta Krakowa ds. polityki równościowej.

Z kolei władze Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej AST zaapelowały o zgłaszanie aktów przemocy. Szkoła udostępniła specjalny adres mailowy, na który można przesyłać swoje doświadczenia czy wnioski z przebytej edukacji, uwagi, spostrzeżenia, informacje o sprawach, które wymagają interwencji. Władze wydziału podkreśliły, że uczelnia od 2016 roku jest w trakcie przekształcania systemu nauczania. „Część zmian udało się już wprowadzić, ale ten proces potrwa wiele lat (…). Działania antyprzemocowe i antydyskryminacyjne są dla nas w tym momencie priorytetem. Będziemy pracować nad odzyskaniem zaufania studentów i studentek” – czytamy w oświadczeniu AST.

Zanim wybrzmiało świadectwo Paligi, Kraków zmagał się z aferą w Teatrze Bagatela. W listopadzie ubiegłego roku prokuratura oskarżyła byłego dyrektora Teatru Bagatela o molestowanie seksualne. To niejedyna sprawa, jaką zajmują się polscy śledczy. Prokuratura bada też sprawę opisanej przez wiele kobiet przemocy – również seksualnej – w teatrze Gardzienice. Z kolei na Wydziale Teatru Tańca w Bytomiu odsunięto od zajęć ze studentami wykładowcę za sprawę, którą studentki określiły jako „molestowanie bez dotykania”. „Wyborcza” opisała także historię wykładowczyni wrocławskiej filii Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, która miała łapać studentów za miejsca intymne.