„Środowisko tańca od lat kąpie się we własnym sosie”
Rozmowa z reżyserem, choreografem spektaklu – Karolem Miękiną
Piotr Sieklucki: Bardzo często teatralnemu widzowi, nawet wytrawnemu, trudno jest zrozumieć spektakl posługujący się tylko ruchem. Karolu, czym dla ciebie jest teatr tańca?
Karol Miękina: Teatr tańca to stosunkowo młody gatunek, w Polsce nadal mało znany i promowany. W okresie szkolnym nie przekazuje się żadnej wiedzy dotyczącej tej formy, rzadko w ogóle wspomina się o jej istnieniu, nie prezentuje się tego zjawiska, nie zabiera uczniów na tego typu przedstawienia. Generalnie możliwości zobaczenia profesjonalnego spektaklu tanecznego w Polsce są bardzo rzadkie. Polski widz nie jest zatem nauczony jak odbierać teatr tańca, nie wie jak ma patrzeć na taki spektakl, jak go interpretować. Często wychodzi skołowany, znudzony, albo z poczuciem, że jest „głupi”, bo czegoś nie rozumie. To oczywiście jest wynikiem także tego, do czego w teatrze jesteśmy przyzwyczajeni. Doszukujemy się chronologii zdarzeń, konkretnych postaci, które mają własną historię, często musimy też wiedzieć, gdzie rozgrywa się akcja i w jakim czasie, potrzebujemy w pełni rozumieć prezentowany zamysł, zabieg czy zjawisko, bo zazwyczaj ktoś nam je ze sceny tłumaczy, podpowiada co z czym się łączy lub co z czego wynika. Taniec natomiast sam w sobie nie niesie konkretnej treści, tak jak słowo. Nie posiadamy kodu „znaków”, które odpowiadają obiektom, czynnościom czy stanom emocjonalnym. Nie ma żadnego słownika, szablonu czy klucza do czytania tańca. Wydawałoby się zatem, że spektakle oparte tylko na ruchu są trudne do zrozumienia. W założeniu powinno być zupełnie odwrotnie. Głównie dlatego, że brak jednej „właściwej” ścieżki interpretacji poszerza nam możliwości odbioru, a brak określonego kodu znaków powoduje, że dana forma sztuki staje się bardziej uniwersalna. Właściwie ciężko nam powiedzieć o „zrozumieniu” tego zjawiska. My chyba bardziej powinniśmy te ruchome obrazy z czymś utożsamić, z czymś czasem całkiem osobistym, a czasem z czymś stereotypowym, może to być również odczucie, wspomnienie, proste skojarzenie nawet z codzienną sytuacją. To co powinniśmy zrobić to przetworzyć te obrazy przez samego siebie i przyjąć, że własna, nawet najbardziej dziwna interpretacja jest możliwa, dozwolona i właściwa. Oczywiście każdy twórca ma na celu coś konkretnego zaprezentować, może o czymś opowiedzieć, a zatem obrazy, które oglądamy mają pewne cechy, które zbliżają widza do założeń artysty. Nigdy jednak nie odbierzemy tej sztuki w dokładnie ten sam sposób co ktoś inny, dlatego odbiór tańca jest bardzo indywidualny. Zaakceptowanie tego faktu to pierwszy krok do czerpania przyjemności z odbioru tej formy.
PS: Zdarza się, że oglądam teatr tańca jako laik oczywiście i próbuję doszukać się dramaturgicznych sensów. I nie zawsze rozumiem fabułę. Czy ona w ogóle jest istotna w teatrze tańca?
KM: Często mówi się, że podstawową zasadą teatru tańca jest „nielinearność”, a więc z założenie ta forma pozbawiona jest pewnej chronologii w swojej dramaturgii. Fabuła zatem, jeśli w ogóle istnieje, nie jest jedynym i głównym źródłem informacji dla nas. Możemy skupić swoją uwagę na energii jaką dysponują tancerze, jakości ruchowej jaką się posługują, kompozycji scenicznej, relacji między ciałami czy z innymi obiektami w przestrzeni, zależności między muzyką a ruchem itd. Ja sam zalecam zawsze odbierać spektakle ruchowe właśnie przez własne skojarzenia. Znam takich, którzy postrzegają teatr tańca tylko przez pryzmat estetyczny. Są też tacy co twierdzą, że teatr ruchu bardziej powinno się oglądać i interpretować jak malarstwo. Gdy oglądamy obrazy nie zwracamy uwagi na fabułę, a na kolory, kontrasty, kształty, figury, kompozycje elementów, ogólny klimat itd. Myślę, że ten kierunek w interpretacji ruchu i tańca jest bardzo dobry.
PS: A o czym wobec tego będzie Japi? Zdradzisz… fabułę? 😉
KM: JAPI będzie refleksją nad nowoczesnym stylem życia, konsumpcjonizmem, powierzchownymi wartościami, wyścigiem szczurów, ale przede wszystkim będzie to spektakl o mężczyźnie, trochę o samcu alfa, trochę o samcu sigma. Naszą inspiracją jest grupa społeczna nazywana „yuppie”, czyli bogatych, wysoko postawionych społecznie ludzi, wytyczających często trendy w modzie czy pożądany sposób zachowania się. To będzie spektakl o facetach, ich ambicjach, stereotypach, o prestiżu, o sukcesie, a także o presji społecznej.
PS: Po co nam do szczęścia taniec?
Taniec jest nieodłączną częścią naszego człowieczeństwa, jest pierwotnym sposobem posługiwania się ciałem, jest jedną z pierwszych form sztuki jaką tworzyliśmy. To dzięki tańcu rozwinęliśmy w sobie możliwość formułowania słów i zaczęliśmy komunikować się werbalnie. Wypowiedzenie przez nas słowa jest tak naprawdę odtworzeniem przez nasze mięśnie, przez nasz aparat mowy określonej choreografii. Badania dowodzą, że wypracowaliśmy zdolność mówienia, bo poza chodzeniem, siadaniem, bieganiem, łapaniem, przyciąganiem, sięganiem, rzucaniem, skakaniem itd. zaczęliśmy powtarzać po kimś dłuższe, założone, trudniejsze i często abstrakcyjne struktury ruchowe. Taniec to nie tylko pani w balecie, ale coś co towarzyszy człowiekowi każdego dnia od dawien dawna. Taniec to ruch. Potrzebny nam jest nie do szczęścia, ale do życia.
PS: Co Ciebie, jako choreografa i tancerza najbardziej irytuje w polskim tańcu?
KM: Myślę, że największym problemem polskiego tańca jest to, że traktowany jest bardzo marginalnie, jest za mało programów twórczych, ogólnie małe finansowanie, nie ma odpowiednich instytucji kultury zajmujących się wyłącznie dziedziną tańca, a zatem możliwości rozwoju i tworzenia są niewielkie. Brakuje również wykształconych krytyków, osobami opiniotwórczymi są często laicy, co bywa krzywdzące dla wielu artystów. Do tego niewielkie środowisko tańca obarczone jest kumoterstwem. Swoi dają swoim, a że dla innych już nie mają to zdolni ludzie często uciekają za granicę lub wypalają się „walką z wiatrakami”, rezygnują i przebranżawiają się. Środowisko tańca od lat kąpie się we własnym sosie i póki co niewiele się w tym temacie zmienia (poza nowymi składnikami sosów). Różne programy wsparcia, rezydencje, festiwale są często obsadzane swoimi ludźmi i ostatecznie okazuje się, że najbardziej pożądaną umiejętnością jest lizusostwo. I to mnie irytuje. Może dlatego, że ja sam tak nie umiem i ciągle naiwnie liczę, że ktoś będzie oceniał moja pracę merytorycznie, przez pryzmat własnego, wieloletniego doświadczenia, oczywiście jeśli w ogóle postanowi skorzystać z zaproszenia i przyjdzie na tę pracę popatrzeć, bo z tym niestety również jest kłopot.
PS: Jaki teatr chciałbyś robić? Jakie emocje chciałbyś nim wzbudzać w widzu?
KM: Dla mnie Teatr jest pewnego rodzaju hybrydą sztuk, więc zacznę od tego, że chciałbym mieć możliwość pracy również z wszelkimi innymi środkami poza samym tańcem tj. kostiumem, scenografią, rekwizytem, wideo artem, światłem, aktorami, muzykami, śpiewakami itd. Najczęściej jednak jest tak, że nie ma nawet budżetu, aby zatrudnić odpowiednią ilość tancerzy, a zatem reszta jest raczej marną prowizorką, tymi tzw. widłami zrobionymi z igły. Chciałbym również, aby w moich pracach widać było kunszt wykonawców, dlatego priorytetem dla mnie są umiejętności artystów z którymi współpracuję, staram się je eksponować i podkreślać. Chciałbym, aby widz wychodząc z Teatru miał poczucie, że oglądał profesjonalnie przygotowane i wykonane widowisko. Nie mam natomiast jakiegoś ideału teatru, jego formy czy tematów, które w nim podejmuje. Tak naprawdę to chciałbym robić różnorodne prace o odmiennych estetykach, opierających się o różne środki przekazu, wywołujących różne emocje.
PS: Co w tańcu jest najważniejsze?
KM: Energia.
PS: Jesteś młody… jeszcze przez chwilę… gdzie widzisz siebie, kiedy już nie będziesz mógł tańczyć?
KM: Właściwie już od kilku lat coraz rzadziej zajmuję się wyczynowym wykonywaniem tańca. Oczywiście jeśli mam taką możliwość to nadal chętnie występuje na scenie, ale moje zainteresowania od dawna skierowane są na choreografię, zarówno w formie autorskich spektakli, jak i w tworzeniu tańca w teatrze dramatycznym. Trzeba pamiętać też o tym, że w Polsce w dziedzinie tańca nie można robić tego, co by się chciało lub tego, w czym ktoś czuje się najlepiej, bo po prostu nie ma takich możliwości ani warunków. Często musisz robić to, co przyniesie los: tańczyć, robić choreografię, uczyć tańca itd. Liczę na to, że moja praca zawsze będzie związana z tańcem, choćbym miał o nim opowiadać, albo o nim pisać. Na pewno będę coś kombinował, jak zawsze.
PS: Czy budowa instytucjonalnego teatru tańca w Krakowie miałaby sens?
KM: Jeśli powstałby teatr z odpowiednimi warunkami scenicznymi, prawdziwym profesjonalnym zespołem artystycznym, doświadczonymi osobami prawidłowo zarządzającymi takim miejscem, wystarczającym finansowaniem, różnorodnym ciekawym repertuarem to jak najbardziej – taki teatr mógłby wspaniale prosperować w naszym mieście. W Krakowie jest wielu widzów rozeznanych w sztuce poprzez stały kontakt z różnorodnymi jej formami i głodnych nowych wrażeń. Według mnie Kraków jest idealnym miejscem do stworzenia takiego teatru.