Rozmowa o biografii KORY

Chcę zobaczyć ją z bliska.

Z Katarzyną Kubisiowską, dziennikarką, biografką m.in. Jerzego Pilcha, Doroty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorką biografii Kory Olgi Jackowskiej „Kora. Się Żyje. Biografia.” rozmawia Agnieszka Karpierz.

Spotkanie z autorką: 12 czerwca, Teatr Nowy Proxima

Agnieszka Karpierz: Księgarska premiera wyczekiwanej książki – biografii Kory Olgi Jackowskiej “Kora. Się Żyje. Biografia” 31 maja, ale wcześniej Targi Książki? 

Katarzyna Kubisiowska: Tak, Targi Warszawskie 20-21 maja. 21 maja mam spotkanie z czytelnikami. Będę mogła, oczywiście jak ktoś będzie chciał, książkę podpisać. Ale będą to też po prostu spotkania z czytelnikami. Będą opowiadała o Korze, o książce, o naszej relacji z Korą, o tym jak się zaczęło, jak się skończyło…

A.K.: No właśnie, a jak to jest? W Krakowie po prostu zna się osoby, które znały Korę. Jesteś z Krakowa – ten “czas krakowski” Kory jest przez Ciebie jakoś szerzej potraktowany? Czy równo dzieliłaś Kraków, Warszawa, Roztocze?

KK.: Nie ma równo, nie ma chronologii, to nie jest opowieść linearna. Moja wyobraźnia reportersko-dziennikarska w ten sposób nie działa. Jest to biografia – biografia reporterska, human story, opowieść o człowieku i jego czasach. Ale nie zaczyna się od tego, że Kora urodziła się 1951 roku, a zmarła w 2018. Zaczyna się od końcówki lat 60-tych, później jest połowa lat 80-tych. I to jest bardzo ważne, ponieważ w latach 80-tych Kora była na szczycie. Była wtedy gwiazdą Maanamu, koncertowała po całej Polsce. Żyła tak, jak nie mogli żyć inni Polacy. Był stan wojenny, było ciężko, szaro, ponuro, gen. Jaruzelski nam groził palcem zomowcami, więzieniami, strzelał do robotników w różnych częściach Polski. A Maanam bardzo ciężko pracował i też, w pewien sposób, dobrze się bawił. I wtedy Kora postanowiła właśnie rozwiązać zespół Maanam. Czyli zaczyna się od katastrofy. Ponieważ jestem filmoznawczynią z wykształcenia, bardzo dla mnie ważne jest takie powiedzenie reżysera Hitchcocka, które odnosi się do dramaturgii w filmie: dobry film zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie tylko rośnie. Tak starałam się tą książkę opowiedzieć.

A Kora w Krakowie – czy jest to dla mnie ważne? Jest to dla mnie bardzo ważne, bo też jestem rodowitą krakowianką, jestem lokalną patriotką, jestem wierna mojemu miastu, wierna mojej dzielnicy, jestem wierna mojej kamienicy, moim sąsiadom i czuję się w tym mieście jak ryba w oceanie.

A.K.: Czerpałaś z niedostępnych dotychczas źródeł – jako jedyna miałaś dostęp do niepublikowanego archiwum Kory: fotografii, zapisków, nagrań. Zgodzili się porozmawiać z Tobą najbliżsi Kory, fani. Jest tam dużo histori, które do tej pory nie wyszły poza prywatne kręgi? 

Nie wzięłabym się za tę książkę, gdyby to nie było możliwe. Obowiązkiem dziennikarzy, reporterów, autorów zajmujących się non-fiction jest opowiedzenie czegoś nowego. O Korze wydaje się, że dużo już wiemy. Dlaczego? Bo jeszcze niedawno żyła, widywaliśmy ją albo w telewizji, w mieście albo na koncertach jeszcze do 2013 roku, kiedy Kora koncertowała. Napisała książkę autobiograficzną “Podwójna linia życia” na początku lat 90-tych, później ta książka była dwukrotnie wznawiana. Czyli w sumie trzy książki autobiograficzne, niby podobne, ale cały czas uzupełniane, aktualizowane co kilka lat, ukazywały się pod innymi tytułami. Z pewnymi dodanymi wątkami albo zmienionymi akcentami – to jest dość istotne i znaczące, ponieważ życie się zmienia, zmienia się też nasze patrzenie na własne życie. Kora z tego korzystała. Udzieliła dużo wywiadów. Może nie kochała wszystkich dziennikarzy, ale niektórych lubiła. Była obecna w pismach kobiecych, kolorowych, w dziennikach. Były wywiady poważne, mniej poważne. Chętnie opowiadała o swoim życiu, dość intymne treści. Teraz może się już częściej mówi, bo żyjemy w świecie opowieści o sobie, jest ona promowana. Sporo osób ma potrzebę opowiedzenia o sobie i zazwyczaj życie to chcą udramatyzować. Kora też z tego korzystała, tylko że ona była rzeczywiście pierwsza. Zaczęła to robić w latach 90-tych i to bardzo odważnie. Ale jednocześnie trzeba pamiętać – wiem to jako osoba, która wiele przeczytała na jej temat, a właściwie wszystko co było dostępne – Kora kreowała swój wizerunek. Była oczywiście w tej opowieści część prawdy, ale też mityzacja swojego życia, życia innych osób. Miała do tego absolutnie święte prawo, bo była osobą publiczną, była gwiazdą rocka, była osobą, która miała głęboką świadomość, że jest na świeczniku i ludzie od niej oczekują, by była atrakcyjna a nie nudna. Więc to życie koloryzowała i wiedziała, że jest słuchana, że dużo ludzi się z jej zdaniem liczy, więc też to wykorzystywała. Lubiła mieć wpływ. Interesował mnie nie tylko jej wizerunek, kreacja, tylko to, co było pod spodem, co było prawdziwe. Siedzimy w tym momencie w Teatrze Proxima, więc mówiąc językiem teatralnym, interesowała mnie aktorka bez maski, która schodzi ze sceny, ściera makijaż. Chcę zobaczyć ją tak z bliska.

A.K.: Nieoczywista kreacja artystyczna, ale również osobowość – niebanalna i bezkompromisowa. Zaangażowana Polka, feministka, komentująca rzeczywistość. Pamiętam, bardzo dawno temu, usłyszałam wypowiedź Kory, którą mocno utkwiła mi w pamięci – na temat związków, faktu posiadania osobnych sypialni i zapraszania partnera do swojego łóżka. Bardzo świadomie podchodziła do wielu tematów, wyprzedzając swoje czasy. Skąd czerpała tą dojrzałość i świadomość? Skąd to miała? Doszłaś do tego?

K.K.: Tak, z odwagi. Do tego, żeby powiedzieć coś publicznie, co nie jest popularne albo o czym się nie mówi. Preferowała model życia z mężczyzną, z którym jest w związku, pod jednym dachem ale w osobnych sypialniach. Mówiła jeszcze, że jak się zaprasza mężczyznę do sypialni, to trochę jak to teatru. Tak konsekwentnie żyła od momentu, kiedy było ją na to stać. Po 89 roku, w Polsce demokratycznej, kiedy mogła kupić pierwszy dom pod Warszawą i tam już mieszkała ze swoim drugim partnerem, później mężem. Ale też wiąże się to z tym, że jako dziewczynka, dziecko najpierw mieszkała przy ulicy Grottgera, w bardzo pięknym domu, w kamienicy 1927 roku, w której mieszkali majętni ludzie, ale Ola ze swoją rodziną – mamą Emilią, tatą Marcinem i czwórką rodzeństwa – mieszkali na 30 metrach kwadratowych w miejscu, które było przeznaczone na suszarnię, w przyziemiu. Ona po prostu żyła w nędznych warunkach. I tak było przez pierwsze 5 lat jej życia do 1955 roku. A potem na 5 lat trafiła do domu dziecka w Jordanowie, kilkadziesiąt kilometrów od Krakowa. Ten nadal trzymający upiorny poziom traktowania swoich podopiecznych dom dziecka w Jordanowie, w tym momencie jest DPS-em. Ola tam musiała pojechać, nie było wyjścia. Jej mama była chora na gruźlicę, prątkowała, mogła ją zarazić. To było jej jedyne wyjście – dla niej, dla jej siostry, rodzeństwa. Jej mama musiała leczyć się w Zakopanem, a tata czuł się bardzo starym człowiekiem, był bardzo bezradny. Przypuszczam, że chorował na depresję. Nie był w stanie zająć się swoimi dziećmi. I Ola spędziła w tym sierocińcu kilka lat, które były latami bez intymności. Mieszkała w sali, gdzie było kilkanaścioro dzieci, pilnowała ich siostra. Parawan, to była jedyna rzecz, za którą można było się na chwilę schować. Dzieci nie miały własnych parawanów. Więc to jest chyba jasne, że ona bardzo potrzebowała swojego łóżka. 

Sądzę, że ta odwaga do wypowiadania jej poglądów, wzięła się z tego – oprócz tego, że z cech charakteru – że po prostu taka się urodziła. Silną osobą. Wzmocniona przez to, że jako dziecko zaznała doświadczenia wyrwania z domu rodzinnego. Ona tego nie rozumiała. Jej siostra, 7 lat starsza, Anna Kubczak, już to rozumiała. Jak trafiła do domu dziecka, była nastolatką. Wiedziała dlaczego tam jest. A 4 i pół letniej dziewczynce tego się nie wytłumaczy. Tam życie wymagało od Oli odwagi i siły. Ta odwaga i siła stała się potem czymś co powodowało, że ona się pewnych rzeczy publicznie nie bała wypowiedzieć, zrobić.

Zachęcała kobiety do większego luzu – twierdziła, że kobiety wychowuje się na masochistki i należy ten trend raz na zawsze zwalczyć, porzucić rolę cierpiętnicy, zdjąć kuchenny fartuszek i zadbać o swój dobrostan. Kobieta, matka, artystka, partnerka – w tych wszystkich rolach była, zwłaszcza jak na tamte czasy, nieszablonowa. 

Dlatego m.in. po to tą książkę napisałam. Była wokalistką Maanamu i była pierwszą kobietą rockową na polskiej scenie. Bo były wcześniej wokalistki, ale bardziej popowe. Kora zaczęła śpiewać w 1976 roku. Rockowa, a od pewnego momentu rockowo-punkowa wokalistka. To jasne i istotne, ale skoro już piszę książkę o niej, która ma zająć 500 stron (bo tyle zajęła), to nie chodzi tylko o jej życie – o jej życie oczywiście też chodzi – ale o to jak ona wpływała tym życiem na życie innych ludzi. To ważny wątek tej książki. A wpływała zasadniczo. Mówiła, że kobiety nie muszą żyć w związkach małżeńskich. Jak się rozwiodła z Markiem Jackowskim w 84 roku, to ona mówiła o tym rozwodzie. Wtedy się nie mówiło o rozwodach. Wtedy się w Polsce nikt nie rozwodził, wszyscy żyli w szczęśliwych związkach i sobie spijali miłość z dziubków. Co więcej – ona powiedziała trochę później, w latach 90-tych, że ma dziecko ze związku pozamałżeńskiego. Więcej, więcej – powiedziała: kobiety, wcale nie musicie brać ślubu, możecie mieć związki pozamałżeńskie i czerpać przyjemność z czystego seksu.
W latach 90-tych to też budziło kontrowersje i robiło wrażenie. Mówiła też o ludziach homoseksualnych, że tacy ludzie są, że dla niej to jest norma. Wtedy, w latach 80-tych, też się nie mówiło, nie było ludzi homoseksualnych w “komunistycznym raju”. Dlatego oni ją tak pokochali. Kora w pewien sposób otworzyła drzwi od ich szafy. Mówiła też by kobiety nie chowały się w nędznych strojach i się grzecznie ubierały, tylko żeby pokazywały swoje piękne ciała i czerpały przyjemność z cielesności. Wtedy to szokowało, teraz już nie. Ale jednak buduje kontekst, jakie to były czasy. Chcę wierzyć, że czytelnik to zobaczy.

A.K.: Wspomniałaś o 500 stronach – miałaś jakieś ograniczenia? Jak to jest zamknąć w formę, jaką jest książka, fenomen Kory? Jak to jest, że postanowiłaś – już wystarczy, kończę. Ujęłam ten żywioł, udowodniłam tezę.

K.K.: Tezy nie ma, w ogóle nie ma tez, jestem beztezowa. Ta książka nie jest pisana linearnie od A do Z. Ta książka jest pisana wątkami, tematami, sprawami i postaciami. Wiedziałam w pewnym momencie, jak już zebrałam materiały, zrobiłam kwerendy, w archiwach przeczytałam to, co miałam przeczytać, porozmawiałam z ludźmi, z którymi miałam porozmawiać. Właściwie rozmawiałam z nimi do końca, do dzisiaj rozmawiamy (przyp. aut. 26 kwietnia). Książka właśnie poszła do drukarni, a jeszcze ostatnie poprawki nanosiłam trzy dni temu, bo jeszcze o coś dopytywałam i weryfikowałam. Ale w pewnym momencie już wiedziałam jaką książkę chcę opowiedzieć. Praca dziennikarska, ze szczególnym nakierowaniem na historię człowieka, którą mam opowiedzieć, wymaga ogromnie dużo skupienia i myślenia, na który trzeba mieć czas. Bardzo dużo czasu po prostu siedzę i myślę. Myślę sobie i zadaje sobie sama pytania i to jest bardzo dobry czas, choć ktos by mógł powiedzieć, że bombluję. Ale ja nie bombluję i wtedy robię właśnie najważniejsze rzeczy – daję sobie pomysł na książkę. W pewnym momencie zaczynam robić notatki, układa mi się książka w koncept, jaki będzie początek, raczej już mniej więcej wiem jaki koniec. A później rusza z kopyta i zaczyna się pisać. Przez rok.

A.K.: Miałaś jakiś temat, nad którym musiałaś pomyśleć trochę dłużej, jak go ugryźć albo sprawiał Ci wyjątkową trudność?

K.K.: Właściwie co chwilę był taki temat. I to jest kwestia tego jak ja ten temat ujmę, w jaką formę, gdzie ja postawię akcenty, jak sformuję zdanie. Najtrudniej jest pisać o kobiecie, która jest na scenie, która żyje bardzo intensywnie, która stoi na scenie jako wokalistka. Z tym się wiąże mnóstwo ciekawych rzeczy – jest zespół rockowy, są mężczyźni w tym zespole rockowym, są atrakcyjni mężczyźni w zespole, są atrakcyjni mężczyźni spotykani w czasie tras, jest dużo pokus, jest życie z dala od dzieci – dla biografa fantastyczna rzecz. Bo to nie jest nudne życie. To jest życie rozrywkowe, pełne używek, seksu. Teraz jak to zrobić żeby nie było tandety, schematu i banału, żeby nie było to harlequinowe. Starałam się zrobić tak żeby tak nie było. A czy mi wyszło?

A.K.: A Twoje postrzeganie Kory? Jak już wiedziałaś coraz więcej? Zmieniało się?

K.K.: Cały czas mi się zmieniało. Nawet teraz jak rozmawiamy, to mi się zmienia. Kalejdoskop. Kora była jak Światowid – miała bardzo wiele twarzy. Ale to nie znaczy, że była osobą wielolicową, tylko była bardzo złożoną osobowością. Była bardzo prawdziwa, była wiarygodna. To wiem. Między tym, co mówiła a tym co myślała a jakie podejmowała decyzje – raczej była spójna. To jest w ogóle cecha ludzi wiarygodnych. Czasami widzimy kogoś – i inteligentny, ładny i dużo przeczytał, nawet dobrze się z nim rozmawia, ale coś nie gra. Czuje się, że są tu jakieś przesunięcia. To jest ten element wiarygodności, którego nie ma u takiego człowieka. A u Kory, sądzę, że tak było, była wiarygodność. Ja z nią nie rozmawiałam, byłam na jednym koncercie Maanamu w Hali Wisły. Kora była autentyczna i dlatego porwała ludzi. Nas porywa autentyczność. Nawet jeśli się z kimś nie zgodzimy, wkurza nas, ale jakoś reagujemy. Albo się zachwycimy. Kora miała mnóstwo ludzi, którzy byli w niej po prostu zakochani. Fanów i nie tylko fanów. Fascynowała jako wokalistka, jako twórczyni tekstów, jako osobowość. To było zjawisko. Dużo miała twarzy, czasami mnie denerwowała, czasami wzruszała, czasami miałam ją ochotę przytulić – pełne spektrum. Budziła we mnie uczucia macierzyńskie, czasami siostrzane, czasami bym jej powiedziała – ej kobieto, co Ty narobiłaś, tak się zachować.

A.K.: Odzywali się do Ciebie sami fani Kory? 

K.K.: Tak, fani są w tej książce. Oni są bardzo ważni. Fanów Kory jest bardzo wielu. Mam ogromny szacunek do nich. To jest bardzo złożona, ludzka wspólnota, pełna napięć wewnętrznych. Jedna z fanek krakowskich, Agnieszka Dąbrowa, opowiada swoją historię z Korą. Ale naprawdę tych fanów Kory jest bardzo wielu, bo są tacy którzy byli wierni od lat 80-tych do końca życia Kory. Są tacy, którzy byli tylko zafascynowani Korą w latach 80-tych. Są tacy, którzy ją odkryli w XXI wieku, młodzi fani i fanki. Są tacy, którzy jeździli na wszystkie koncerty. Ten mój jeden koncert Maanamu i to, że ja nie byłam fanką Maanamu! Bardzo cenię Korę, słuchałam Kory ale nie byłam fanką żadnego zespołu. Byłam fanką pisarzy, pisarek. Ale nie byłam nigdy fanką muzyczną, chociaż sporo muzyki słucham.

A.K.: Ale książka nie jest tylko dla fanów?

K.K.: Nie. Książka nie jest w ogóle dla fanów, ani dla rodziny. Nawet bym powiedziała, że książka nie jest dla Kory. Książka jest dla prawdziwości życia Kory, próby uchwycenia jej złożoności życia. Nie pisałam jej z myślą – zresztą ona byłaby bardzo ograniczająca i krzywdząca tekst, nie miałabym odwagi – że komuś ma ta książka się spodobać. Ja bym bardzo chciała, żeby ta książka poruszyła, żeby nie została obojętna. Może tylko w takiej kwestii bym chciała, by ta kategoria zaistniała, żeby tę książkę dobrze się czytało. Żeby wciągnęła. Żeby wywołała emocje. Oprócz tego, że ma pokazać Korę, kim była, jakie były czasy, w których żyła, kim byli jej bliscy, dlaczego była taka etc. Czy życie jest do podobania się? Życie jest, jakie jest. Dostajemy je i mamy je wyżyć.

A.K.: Się Żyje. Jesteśmy w Teatrze Nowym Proxima w Krakowie, zupełnie nieprzypadkowo. Połączenie na styku Kora jest tu mocne. Nasz spektakl “Kora. Boska” jest hitem od półtora roku, bilety na spektakle wyprzedawane są w ciągu 15 minut. Za scenariusz, reżyserię i główną rolę odpowiada Katarzyna Chlebny. O Kasi i naszym teatrze wspominasz w książce? 

K.K.: Kasi i Waszemu Teatrowi jest poświęcony rozdział. Bardzo mnie to cieszy. Ale nie będę streszczała co tam jest. Świetny spektakl. Bardzo mi się podobała Kaśka w tym spektaklu, tekst. Poznałyśmy się chwilę wcześniej. Trochę rozmawiałyśmy o Korze, a później to się przerodziło w bardzo serdeczną znajomość. Kibicuję całemu Zespołowi, Teatrowi – to mówię absolutnie ze szczerego serca, nie dlatego że tutaj rozmawiamy. Myślę, że sobie też z Kasią bardzo pomogłyśmy – Kasia mi pomogła w książce, a ja powrzucałam swoje myśli na temat Kory. Bo to nie chodzi o to żeby korygować tekst, wprowadzać inne słowa – Kaśka mój, a ja Kaśki, Chlebny Kubisiowskiej a Kubisiowska w Chlebny, nie wiadomo która Kaśka. Chodzi o twórczą inspiracją i głębokie wejście w myślenie o drugim człowieku. Bo to jest podstawa, żeby stworzyć pomysł. Jak Kaśka miała, żeby stworzyć Korę Boską. Żeby spotkać się w zanurzeniu w sprawy. To jest bardzo dobre przedstawienie i świetnie zagrane przez Piotrka Siekluckiego i w ogóle wszystkie Matki Boskie, które tam występują – Łukasza Błażejewskiego, Pawła Rupalę. 

Ta odwaga to jest dla mnie kluczowa sprawa. Ja piszę o odważnej kobiecie. Doceniam twórczynie i twórców, którzy robią odważną sztukę. Także tę sztukę, która wcale nie jest popularna, która – mówiąc współczesnym językiem – generuje hejt, ale która ma wartość, rozbija pewne wyobrażenia. I to każdą sztukę – czy tekst pisarski, czy muzyczny, czy malarstwo, teatr, film etc. Bardzo doceniam takich twórców. Nawet jeśli coś jest mi obce. Wyczuwam, że ci ludzie robią to ze szczerego serca, nie koniunkturalnie, ale mają coś do powiedzenia. Wiem, że jest intencja do przekazu, który ma coś spowodować. Nawet jak jest mi to obce i tego nie rozumiem, to mam duży szacunek dla takich twórców. W ogóle mam szacunek dla twórczyń i twórców właśnie za odwagę.

A.K.: Odwagą jest też napisanie biografii o Korze!

K.K.: Już przeczuwam, że to jest odwaga, bo słyszę takie głosy – dlaczego Pani nie porozmawiała z tą osobą, a z tą Pani porozmawiała. Przygotowuję się, że moja książka może być dość różnie odbierana. Książkę będę promować w maju i w czerwcu, kiedy pomidory są dość tanie, nie chciałabym żeby leciały na mnie w trakcie spotkań. Ale mam czerwoną sukienkę na wszelki wypadek.

A.K. Zobaczymy się też tutaj – 12 czerwca odbędzie się spotkanie promocyjne w Teatrze Nowym Proxima, na które serdecznie zapraszamy. Krakowska 41.

K.K.: Bardzo jestem szczęśliwa, że tutaj odbędzie się to spotkanie. Będzie je prowadził Łukasz Orbitowski. Mam nadzieję, że będzie cały zespół i że Kaśka zaśpiewa. Obiecała, że zaśpiewa nawet coś, co ja będę chciała a czego nie ma w przedstawieniu. Kasieńko – szykuj się!

A.K.: Czujemy się zaproszeni. Dziękuję bardzo – Katarzyna Kubisiowska. Czekamy na książkę “Kora. Się Żyje. Biografia”.

K.K.: Dziękuję.