Jerzy Fedorowicz w „Amadeuszu” – Mojej miłości już nie ma

ROZMOWA Z JERZYM FEDOROWICZEM – ODTWÓRCĄ ROLI SALIERIEGO W „AMADEUSZU”

Piotr Sieklucki: Aktor, reżyser, producent, dyrektor teatru, radny, dyrektor wydziału kultury, poseł, senator… Wymieniać dalej?

Jerzy Fedorowicz: /śmiech/ Już wystarczy.

PS: Jesteś spełniony? 

JF: Nie. Dopiero będę jak zagram Salieriego. 

PS: Pytam serio. W branży teatralnej osiągnąłeś wyżyny możliwości.  

JF: Trudno jest ująć jednym zdaniem, czy jestem spełniony i szczęśliwy, ale tak myślę, że jeśli teraz jestem osobą samotną, mam chwilę czasu i mogę podjąć się kolejnego wyzwania, to czemu nie.  Chodzę po górach, gimnastykuję się, uprawiam sporty, słucham Mozarta i ćwiczę rolę- to zadanie mnie w tej chwili napędza i spełnia.  Moja pierwsza rola, najważniejsza, to był Romeo w „Romeo i Julia”.  Miałem wtedy 16 lat. Grałem już wtedy w Teatrze Słowackiego. Egzamin do szkoły był dla mnie formalnością, bo pedagodzy znali mnie i oglądali już wcześniej.  Potem były wielkie przyjaźnie z odchodzącymi już aktorami ze Starego. Chciałbym wnieść teraz do spektaklu tego ducha z lat 70 i 80.  

PS: A więc zżera cię tęsknota do aktorstwa. Po co więc polityka? 

JF: Nie była moim wyborem. Jeżeli kandydujesz na 15 miejscu na liście to szanse wygrania są zerowe. A jednak krakowianie wybrali mnie do Parlamentu. Miałem wobec tego pewne zobowiązania i szacunek do ludzi, którzy mi zaufali i na mnie głosowali. To oznaczało, że jestem im potrzebny. Dali mi mandat do reprezentowania ich. Polityka jest dla mnie ważna, ale to dzięki teatrowi poznałem wielu wspaniałych Polaków. Od Miłosza począwszy. Pracowałem z najwybitniejszymi artystami teatru i filmu. Ale też dzięki polityce otarłem się o ludzi światowego formatu. Reprezentowałem nasz kraj na różnych konferencjach w Europie i na świecie. To wielka nobilitacja i wielkie przyjaźnie. 

PS: Politycy kojarzą nam się z tymi, co rzucają słowa na wiatr; nie mówiąc już o permanentnej nieuczciwości czy kłamstwie. 

JF: Ja w polityce nie kłamie. A  jeśli wymaga tego racja stanu, to nie mówię wszystkiego. 

PS: Wróćmy do naszego teatru. Kim dla ciebie jest Antonio Salieri?

JF: Salieri kocha muzykę do bólu… aż pojawia się ktoś, kto wie o wiele więcej o jej tajemnicach. Wie, że nie jest w stanie mu dorównać. Pojawia się zazdrość i wściekłość. Ale jednocześnie w ostatnim monologu w „Amadeuszu” Salieri mówi: „Dziura w ziemi przysypana wapnem, bez tabliczki”. Gorzkie słowa, które pokazują, że jednak stoi po stronie artystów, bo nie godzi się, by artystę chować bez tabliczki upamiętniającej. Salieri nie może wypowiedzieć się muzyką tak jak by chciał… i to jest strasznie bolesne. Nie może sobie poradzić z brakiem talentu. Jego cierpienie może być bliskie wielu osobom. Ja też przechodziłem przez podobne wątpliwości. 

PS: Depresje nazywasz wątpliwością?

JF: Nie, mówię o zawodowej frustracji, która pojawia się u wszystkich. Depresja była u mnie spowodowana sprawą utraty… bo mojej miłości już nie ma,  a wątpliwości jakie się pojawiały w życiu dotyczyły teatru. Odszedłem ze Starego, bo nie chciałem być traktowany jako średni aktor… mimo zagrania wielu wspaniałych ról w teatrze. Nie zagrałem w tych najważniejszych przedstawieniach, bo byli ode mnie albo lepsi albo mieli układy. Piotruś, wiesz jak to jest w tym naszym tetrze. 

PS:  Salieri tak jak i ty, senatorze, miał wszystko. Możnych tego świata na wyciągnięcie ręki, polityczne układy, dyrektury, był kimś…. Ale dla mnie jednego nie przewidział, nie Mozarta, a starości! Stąd jego depresja. Samotność i starość. Boisz się tych dwóch?

JF: Starości się nie boję. Jeżeli uda mi się zagrać Salieriego dobrze, to przede mną jeszcze wiele ról. Samotności się boję. Dlatego staram się nie być samotnym. Spotkanie się z tobą i całym zespołem to jest lekarstwo bardzo poważne na moją samotność po śmierci mojej jedynej Elżuni. 

PS: Masz marzenia? 

JF: Marzenia? /cisza/  Chciałbym zostawić po sobie ślad. A marzenie mam takie, że budzę się w Polsce, która ma społeczeństwo obywatelskie… to szarganie autorytetów jest zabójcze dla kraju. 

PS: Salieri mierzy się z Bogiem. Wierzysz w Boga?

JF: /cisza/ Kurde… człowiekowi jest potrzebna jakaś wiara /cisza/.

Jechałem kiedyś drogą szybkiego ruchu. Zatrzymałem się na jakimś skrzyżowaniu. Z prawej było pusto, z lewej było pusto. Przejeżdżam więc na „jedynce” wolno i nagle z prawej strony na pełnym gazie wyszedł „ogniem” samochód. Ja nie przyspieszyłem, ale położyłem auto na „na boku” i on mnie ominął. Zdrowy rozsądek kazałby przyspieszyć.  Nic mi się nie stało. To był cud. Poszedłem na cmentarz do Elki i podziękowałem jej. W taką opatrzność wierzę, może spowodowaną miłością, którą przeżyłem 50 lat.  

PS: Wychodzi na to, że każdą naszą rozmowę kończymy o miłości. Miłość jest największą naszą potrzebą. Mozart też kochał bez pamięci swoją Konstancję, a Salierii swoją Teresę- niestety w obu przypadkach miłość przerywa śmierć. Zaskoczenie dla nas wszystkich żyjących, choć wiemy, że koniec musi kiedyś nastąpić; i to jest najbardziej przygnębiające. Dziękuję za rozmowę.

 


Szczegóły na temat spektaklu: https://teatrnowy.com.pl/repertoire/amadeusz/

Bilety dostępne w sprzedaży: https://bilety.teatrnowy.com.pl


ZAPRASZAMY!