Co ma jedzenie do postpornografii?

Co ma jedzenie do postpornografii?

o związkach seksualności z jedzeniem, przyjemności, opresji i strategiach przetrwania rozmawiają Kaja Jałoza, Aga Szreder i Rafał Żwirek


Rozmowa jest częścią projektu Kai Jałozy „Przez żołądek do ciała”, w ramach którego prowadzone są rozmowy o ciele i jedzeniu z perspektywy osób specjalizujących się w różnorodnych obszarach – kucharzy, kuratorek filmowych, filozofek, terapeutów i innych. Integralną częścią i głównym punktem projektu jest element partycypacyjny – multisensoryczna instalacja w przestrzeni Teatru Nowego Proxima, w której jedzenie pełni rolę tekstu, uczestnicy mimowolnie stają się aktorami, a ich ruchy towarzyszące eksplorowaniu scenografii tworzą zaimprowizowaną choreografię.

Kaja Jałoza: Cześć! Powiedzcie kim jesteście, czym się zajmujecie i jakie widzicie związki między jedzeniem i seksualnością.

Rafał Żwirek: Jestem Rafał Żwirek. Jestem osobą współzałożycielską i współkuratorującą Post Porn Film Festival Warsaw, bo z tej perspektywy ta rozmowa jest interesująca, jak rozumiem.

Aga Szreder: Dzień dobry, nazywam się Aga Szreder. Jestem artystką wizualną i współorganizatorką Post Porn Film Festival Warsaw, na którym pokazywaliśmy bardzo dużo rzeczy związanych z jedzeniem i różnymi innymi polami, o które w tej rozmowie zahaczymy, jak rozumiem. Bo i z dotykiem, i z sensualnością, i z seksualnością, i ze smakiem, i z różnymi rzeczami, które się też z jedzeniem wiążą wprost – wkładanie, wydalanie itd.

: Jedzenie jest mega bliskie seksualności, tak. Raz, że dla wielu osób jedzenie jest czynnością intymną, na przykład dla mnie. Nie lubię jeść publicznie. Nie mam w ogóle problemu z seksualnością publiczną, a jedzenie jednak zachowuję dla siebie. Nie lubię restauracji, nie lubię takich nasiadówek, że wszyscy siedzą i jedzą przy stole, gadają. Sądzę, że jedzenie może być czynnością bardzo intymną, ale nie intymną w sensie wstydliwą, tylko intymną w sensie prywatnym. Jedzenie też może być – czy też jest – taką funkcją, która jest bardzo celebrowana, odświętna, taka hedonistyczna i sensualna. Na przykład wystawna wspólna kolacja dla wielu osób, do której się przygotowujesz, ubierasz specjalnie, która jest przygotowywana przez kogoś w odpowiednim anturażu, serwowana i tak dalej, trochę przypomina przygotowania do orgii. Też musisz się jakoś wystroić, nastawić, przygotować, przemyśleć różne rzeczy. Ustawić sobie co lubisz, a czego nie. Zdecydować, czy pijesz alkohol do tej kolacji lub orgii…

KJ: Z tym, że do kolacji możesz przygotować się w taki sposób, że po prostu rozmawiasz o niej z ludźmi, gdziekolwiek jesteś. A przygotowania do orgii to już niekoniecznie temat, który w towarzystwie rzucisz od tak.

: To zależy jakie masz towarzystwo.

ASz: Wiecie, ja się w ogóle zastanawiam… Kiedyś rzeczywiście dużo, dużo bardziej celebrowałam jedzenie. Lubiłam gotować, przecież nawet pracowałam w restauracji wegańskiej na squacie w Amsterdamie. Ja to uwielbiałam – po prostu robić jedzenie dla ludzi. Dla mnie to było dzielenie się intymnością, przyjemnością i współodczuwaniem, czyli tym wszystkim co teraz mam w seksie. Czasem mam wrażenie, że w naszej kulturze intymność związaną z ciałem i seksualnością zamieniamy właśnie na taką „bezpieczną” przyjemność, jak chociażby wspólne jedzenie. 

: Przede wszystkim jedzenie nie jest cenzurowane w social mediach. Jak sobie po prostu prowadzisz profil foodporn i nap*erdalasz zdjęciami jajecznicy, to wszyscy się z tego cieszą i w ogóle – „O, jaką jajecznicę zrobiłaś!”. Zajebiście, bo możesz to robić, tak? Nikt ci nie wyśle informacji, że twoje konto zostaje zawieszone na 5 miesięcy, bo pokazałaś 60% jajecznicy… A jak już jesteśmy przy social mediach – w pewnych kontekstach nawet ikonki jedzeniowe, na przykład bakłażan czy brzoskwinka, są cenzurowane. To zabawne, ale tym bardziej pokazuje, że związek jedzenia i seksu nie jest jakimś związkiem przypadkowym. Cała masa artystów postpornowych używa przecież żywności, ale też związanej z nią symboliki. Kolorów, faktury, tego że coś jest miękkie, mokre, twarde, sztywne, ciemne, jasne i tak dalej. Używa w swoich praktykach, filmach czy strategiach artystycznych całkowicie świadomie i to jest oczywiście bardzo ciekawe. Pokazywaliśmy np. film BDSM-owy, w którym jedna osoba drugą związała w ciemnej łazience, zamknęła i jednocześnie karmiła tortem. Ten tort, który jako pierwsze skojarzenie ma być czymś, co się łączy z celebracją, czymś miłym, słodyczą i tak dalej – nagle staje się narzędziem opresji. To też temat z kategorii ciałopozytywności, zastanawiania się nad tym, że ciała są utrzymywane w jakimś reżimie wizualnym i jak poza ten reżim wykraczać. W filmie ostatnio przez nas odkrytym, jednym z lepszych polskich filmów pokazywanym na drugiej edycji festiwalu – „Sama się kocham” Marty Młot – bohaterka (Grubałka) otwarcie mówi do kamery, że to, co jej sprawia największą przyjemność to „masturbacja i żarcie”. Właściwie niezależnie czy dotkniemy pól bardziej związanych z kinkiem, BDSM, czy właśnie z ekoseksualizmem, naturą, jakąś pierwotnością, czy wreszcie z rytuałem i wiedźmami – zawsze jedzenie gdzieś tam może być, ponieważ jedzenie dotyczy ciała. Jest związane z ciałem w sposób mega bezpośredni, tak jak oddychanie.

ASz: I z robieniem sobie przyjemności… albo nieprzyjemności. Wyświetlaliśmy w tym roku film o bulimii. Jest w nim scena obżerania się i masturbacji w jedzeniu… a jednak mam wrażenie, że przewrotnie to kolejna scena, z wymiotowaniem, generuje większą przyjemność w tej osobie, niż sam akt jedzenia.

KJ: Z jedzeniem też jest taki myk, że może być przyjemnością, ale przede wszystkim jest konieczne. Tym dziwniejsze jest dla mnie to, że w kulturze wokół jedzenia istnieją tak kompleksowe narzędzia nadzoru i zarządzania wstydem. Wydaje mi się przeokrutne, że coś niezbędnego do życia jest tak obostrzane, przytępiane i wrzucane w ciasne ramy. Tak samo jest z seksualnością, też niezbędną do życia, bo przecież generującą witalność.

ASz: Zabawne, teraz przypomniała mi się Natalia LL z bananem. Jaką w ogóle sensację ostatnio ta praca wzbudziła, nie? Samo to pokazuje, że nadal ludzie się ekscytują tym, że ona banana je w taki, a nie inny sposób. Po czterdziestu latach od powstania tej pracy. To takie dość… żałosne. Pokazuje gdzie w ogóle jesteśmy.

: Myślę nawet, że w tej chwili ta praca wywołuje jeszcze bardziej seksualne skojarzenia, niż w momencie kiedy powstała, bo wtedy banan był też symbolem niedostępnego luksusu. 

ASz: Tak! Wszyscy jej zazdrościli, że ona tego banana je. Nie w jaki sposób, tylko że ona tego banana w ogóle ma!

: A teraz banan spowszedniał i przez to być może bardziej wkroczył na pole seksualności. Ale to już są interpretacje.

ASz: Przyszła mi też do głowy praca Judy Chicago „Dinner Party”, wiecie, talerze z cipkami. Mam takie wrażenie, że sztuka po prostu poza to nie wykroczyła, że wtedy artystki starały się seksualność wprowadzić, a właściwie zrobił się z tego kolejny stopień pruderii. Jakby właśnie to niepokazywanie rzeczy wprost spowodowało jeszcze większą pruderię.

: Mi się wydaje, że najsensowniejszą, taką najbardziej efektywną praktyką jest jednak przyjrzenie się z bliska temu co oferuje posportnografia jako strategia artystyczna. Wszystkie te związki jedzenia i seksualności, o których mówimy uruchamiają jakiś proces wyobraźni, natomiast de facto sztuka wizualna polega jednak na tym, żeby ją po prostu zobaczyć, tak? Nie opowiadać, bo opowiadanie jest domeną bardziej akademicką. Tak więc, jeżeli tylko mamy okazję przyjrzeć się bogactwu postpornograficznych strategii czy narracji, to dopiero one uruchamiają jakiś proces myślowo-poznawczy, od którego można się od odbić – więcej doświadczyć albo więcej zrozumieć.

ASz: Albo się zainspirować.

KJ: Czyli dochodzimy do tego, że tak naprawdę nie ma sensu dużo gadać, a lepiej oglądać albo właśnie – skoro w przyszłym roku chcemy iść bardziej w performatywną formułę festiwalu – przychodzić, partycypować i doświadczać.

: To znaczy, wciąż jest sens w opowiadaniu i  rozmawianiu, bo to jakiś rodzaj wymiany informacji i dostrzegania różnego rodzaju niuansów, co może w rozumieniu pomóc. Natomiast, wiesz, wracając do jedzenia… nie najesz się słuchając opowieści o jedzeniu. Najwyżej zrobisz się bardziej głodna albo bardziej wkur*iona, ale generalnie po prostu nie najesz się tym. I podobnie jest z seksualnością. Opowiadanie o seksualności, tak naprawdę, też niczego nie załatwia. To raczej jakiś rodzaj partycypacji, doświadczenia, uczestniczenia, performatyki itd. jest o wiele bardziej cenny i drogocenny wręcz, niż opowiadanie o nim. Ale oczywiście jak nie masz co jeść, to sobie możesz poopowiadać o jedzeniu, nie? Takie są strategie pokonywania głodu, po prostu wielogodzinne rozmowy o pizzy.

ASz: Ale chyba właśnie jak jesteś głodny, to nie możesz rozmawiać o jedzeniu…

: No to wszystko zależy, czy chcesz subwersywnie do tego podejść, czy ucieczkowo. Jeżeli subwersywnie, to właśnie im bardziej jesteś głodna, tym więcej mówisz o jedzeniu. Strategie przetrwania są różne, bo np. Muminki na zimę objadały się igliwiem. Napełniały sobie brzuszki igliwiem, szły spać i budziły się dopiero na wiosnę.

ASz: Może my też musimy spróbować.

ciąg dalszy nastąpi…

Więcej o postpornografii i Post Porn Film Festival Warsaw: ppffw.pl

Podcast festiwalowy “Nie lękajmy się” poleca się na Spotify

pozostałe rozmowy i dokumentacja projektu „Przez żołądek do ciała” na kajajaloza.info