Felietion: Paulina Kołodziej

Kiedy myślę o książce dzieciństwa, przed moimi oczami ukazują się nie słowa, a obrazy. Trudno byłoby mi wybrać jedną najbardziej znaczącą lekturę z tego okresu, jest ich wiele, ale ich wspólny mianownik stanowią ilustracje, których autorem był Jan Marcin Szancer. One właśnie sprawiły, że książki jawiły mi się jako niemalże magiczne portale, za pomocą których można się przenieść w odległe fantastyczne światy.

Pierwsze spotkanie z twórczością Szancera stanowiły „Baśnie” Jana Christiana Andersena. Wtedy jeszcze nie czytałam samodzielnie, więc słuchałam uważnie głosu mamy, a moja wyobraźnia podróżowała po odległych, bajkowych krainach. Latałam magicznym kufrem, odczuwałam lodowaty chłód uścisku Królowej Śniegu. Nie mogłam się nadziwić skargom księżniczki na ziarnku grochu, spoglądając na jej piętrowe posłanie z materacy i pierzyn przedstawione na rysunku w książce. Towarzyszyłam w przygodach bezbronnej Calineczce. Z wypiekami na twarzy słuchałam o karkołomnej ucieczce Pastereczki i Kominiarczyka na dach i drżałam spoglądając na ilustrację, bo każde nich było tak kruche i delikatne w obliczu wielkiego miasta i rozgwieżdżonego nieba, na które spoglądali. Ta opowieść była zresztą pierwszym literackim love story w moim życiu. Wszystkie baśnie zgromadzone w książce otworzyły przede mną fantastyczne krainy oglądane z rozmaitych perspektyw: królewskie pałace, pola, łąki i podziemne krecie tunele, loty w przestworzach. A ilustracje stanowiły punkt wyjścia do dalszych, wewnętrznych podróży wewnątrz własnej wyobraźni; rzucały ziarno, z którego w dziecięcej głowie wyrastały gąszcze wymyślonych historii i miejsc.

Kolejne spotkanie z twórczością Szancera nastąpiło w pierwszej klasie szkoły podstawowej, podczas wizyty w szkolnej bibliotece. Każdy z uczniów otrzymał wówczas „Lokomotywę i inne wesołe wierszyki dla dzieci” Juliana Tuwima. Była to pozycja, dzięki której doskonaliłam umiejętność samodzielnego czytania. Dzięki ilustracjom Szancera lektura mnie zachwyciła i od tego czasu biblioteka szkolna jawiła mi się jako jaskinia skarbów, czego logiczną konsekwencją wraz z wiekiem były wizyty w kolejnych, coraz większych bibliotekach i niepohamowany apetyt czytelniczy.

Jednym z autorów, z którymi najdłużej współpracował Szancer był Jan Brzechwa. Jest on m.in. autorem ilustracji do cyklu książek o Panu Kleksie „Akademia Pana Kleksa”, „Podróże Pana Kleksa”, „Tryumf Pana Kleksa”. Wizerunek profesora Ambrożego K. jako szalonego naukowca w binoklach z niesforną fryzurą, bujną brodą, z kolorowymi piegami na twarzy i w barwnym stroju dandysa zawdzięczamy właśnie Szancerowi. Strony książek o profesorze K. pełne są smukłych postaci o wyrazistych twarzach i ekspresyjnym spojrzeniu. Ilustracje Szancera są pełne szczegółów, ale jednocześnie nieprzeładowane, dają wiele punktów zaczepienia dla dziecięcego umysłu, ale jednocześnie stanowią zaledwie punkt wyjścia i aktywizują wyobraźnię.

„wszystkie ilustracje autorstwa Jana Marcina Szancera, prawa autorskie: Oficyna Wydawnicza G&P”.

Jak Szancer postrzegał Pana Kleksa, tak widzą go kolejne pokolenia (co stanowi nie lada wyzwanie dla innych twórców, o czym można się przekonać m.in. w spektaklu „Akademia Pana Kleksa” na scenie Teatru Nowego Proxima). Warto zresztą wspomnieć, iż przez znaczną cześć swego życia Szancer był związany z teatrem. Pracował jako scenograf, a także występował na scenie. Teatr stał się również dla niego schronieniem, a konkretnie teatralna garderoba, w której ukrył się wraz z żoną w pierwszych dniach powstania warszawskiego. Niestety w tym samym czasie większość jego prac uległa zniszczeniu w ogarniętej wojenną pożogą Warszawie.

„wszystkie ilustracje autorstwa Jana Marcina Szancera, prawa autorskie: Oficyna Wydawnicza G&P”.

Lektur wzbogaconych ilustracjami Jana Marcina Szancera było znacznie więcej, aniżeli wspomniane powyżej, był on bowiem, bardzo aktywnym twórcą. Ciekawostką jest, iż w dzieciństwie było on chorowitym chłopcem, któremu nakazano unikać wysiłku fizycznego. Te ograniczenia sprawiły, iż zainteresował się sztuką i rysunkiem, co następnie okazało się jego życiową pasją i profesją. Warto wspomnieć o tych okolicznościach zwłaszcza teraz, gdy obecna sytuacja również zmusza nas niejednokrotnie do rezygnacji z ulubionych aktywności. Zawsze bowiem ten pandemiczny czas można wykorzystać na to, by w zaciszu własnego domu odnaleźć w sobie ukryte talenty, albo przynajmniej sięgnąć po interesującą książkę np. jedną z tych ilustrowanych przez Szancera.

„wszystkie ilustracje autorstwa Jana Marcina Szancera, prawa autorskie: Oficyna Wydawnicza G&P”.