Świetny debiut Zuzanny Jagusiak, historyczna rola Krzysztofa Głuchowskiego
„Komediantka” w reż. Piotra Siekluckiego w Teatrze Nowym Proxima w Krakowie. Pisze Marta Gruszecka w „Gazecie Wyborczej – Kraków”.
„Całujcie mnie wszyscy w du*ę!” – z nieskrywaną satysfakcją powtarza za Julianem Tuwimem Krzysztof Głuchowski, dyrektor Teatru Słowackiego w nowym spektaklu Teatru Nowego Proxima. Razem z nim w „Komediantce” gra studentka II roku aktorstwa, Zuzanna Jagusiak. Po takim debiucie o zjawiskowej aktorce szybko usłyszymy.
Półmrok, przerażające odgłosy, wysuszone drzewo, na którym siedzą wrony. W takiej scenerii budzi się pani Bernhard, aktorka narodowej sceny, która za pijaństwo została zesłana na prowincję. Tu popada w jeszcze większy nałóg – trudno przecież nie napić się wódeczki, wina i piwa, kiedy świętuje się benefis 45-lecia pracy artystycznej. Chociaż, jak przyznaje, ostrzegali ją, żeby nie mieszać alkoholi…
Wspomnień czar (prysł)
„Komediantka” w reżyserii Piotra Siekluckiego, tytułowa bohaterka pierwszej premiery Teatru Nowego Proxima w tym sezonie, na lekkim rauszu będąc, zaczyna opowiadać. O młodości, która niby przeminęła, ale krew w żyłach nadal płynie wartko, a żądne przygód serce wyrywa się z piersi. O sławie, która wyniosła ją na scenę Teatru Narodowego w Warszawie, ba, nawet na estrady Paryża czy Berlina. O absztyfikantach, którzy prześcigiwali się w wyrazach uwielbienia, ale gdy przyszło do poważnych deklaracji – żaden mężem aktorki być nie chciał. Aż wreszcie o atencji publiczności, która kochała ją za to, jaka jest na scenie, ale za kulisami raczej nikt przyjaźnić się nie chciał. Zwłaszcza kiedy z młodej, pięknej, utalentowanej aktorki, stała się aktorką w wieku senioralnym.
Zjawiskowy debiut Zuzanny Jagusiak
Gdybym nie wiedziała, że seniorkę Bernhard gra 21-letnia studentka aktorstwa Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego Zuzanna Jagusiak, to szybko bym się nie zorientowała. „Komediantka” to jej debiut sceniczny zorganizowany w ramach premierowego cyklu Teatru Nowego Proxima „Nowe Objawienia”, który ma za zadanie odkrywanie przyszłych gwiazd polskiego teatru.
Czy Zuzanna Jagusiak ma szansę na zostanie gwiazdą? Na pewno ma potężny talent i głos, który decybelami zagłuszał nawet przejeżdżające ulicą Krakowską tramwaje. Bo w „Komediantce” nie tylko gra, ale też śpiewa kilka utworów. „Tą naszą młodość” Haliny Wyrodek, „Rebekę” Ewy Demarczyk czy w finale „Całujcie mnie wszyscy w du*ę” z tekstem Juliana Tuwima. Ale o finale za chwilę.
Pani Bernhard w jej wykonaniu jest zabawna, ma cięte riposty, mimo coraz większego upojenia alkoholem i dodających poczucia wyjątkowości wspomnieniami niegdysiejszej sławy, trzyma klasę do samego końca. Udaje jej się też utrzymać zapewne niewygodny (ale jaki zjawiskowy!) kostium. Bo przecież aktorka Narodowego musi wyglądać! Nawet na prowincji.
Sen dyrektora
Znienacka trafia tutaj też dyrektor Teatru Narodowego, Nikita Schneider. Jego obecność pani Bernhard zauważa dopiero wtedy, gdy na scenę spada złoty żyrandol. Takich na tym „zadupiu” raczej wcześniej nikt nie widział. Strój dyrektora świadczy o prestiżu jego nazwiska, ale mina mówi jednoznacznie, że jest przerażony miejscem, w które go… zesłali. Nie za alkoholizm, a z zazdrości i niepasującą władzy wizję teatru, ale i tak ma z panią Bernhard wiele wspólnego. Najpierw milczy, gra miną, słusznie oddaje Komediantce scenę. Słucha piosenki za piosenką, i z każdą chwilą nabiera przekonania, że musi pilnie uciekać z teatru, którego właśnie został nowym dyrektorem. Dopiero po kieliszku wódki Schneider zabiera głos. I wtedy „Komediantka” staje się dobitną aluzją do sytuacji krakowskiej kultury.
Bo rolę wygnanego z teatru dyrektora gra Krzysztof Głuchowski, dyrektor Teatru Słowackiego, nad którym widmo zwolnienia z absurdalnych powodów wisiało kilkaset dni. „Wiecie, jak to jest, codziennie dźwigać Teatr Narodowy? Narodowy?!” – pyta publiczność dyrektor. Przejmujący jest w tym kontekście finałowy monolog Schneidera, w którym opowiada swój sen. „Przyśniło mi się, że prezydent rzucił się na mnie i mnie dusił. A pan minister sztuki walnął mnie w głowę ciężką pięścią. Burmistrz dał mi kopniaka, a kanclerz marszałek wykręcił rękę”. (Wymienionym, ale też innym politykom, srogo się pod koniec obrywa, na szczęście w wolnej Polsce za wolność słowa twórcy nie trafią już raczej na komisariat.) Dyrektor opowiada dalej: „Przez cały rok śni mi się, że mnie zabijają… wszędzie czyhają na mnie i uderzają mnie w głowę. (…) Będę chodził za panem wszędzie tak długo, dopóki sam pan się nie unicestwi, panie dyrektorze”.
„Całujcie mnie wszyscy w du*ę!”
Schneider jest jednak nieugięty i mimo beznadziejnej sytuacji, w której się znalazł, zapewnia, że nie podda i zbuduje teatr zgodny z jego wizją. A żeby siebie i publiczność utwierdzić w tym przekonaniu, w finale razem z panią Bernhard cytuje Tuwima. „Warszawskie bubki, żygolaki. Z szajką wytwornych pind na kupę. Rębajły, franty, zabijaki. Całujcie mnie wszyscy w du*ę. (…) Socjały nudne i ponure. Pedeki, neokatoliki. Podskakiwacze pod kulturę. Czciciele radia i fizyki. Uczone małpy, ścisłowiedy. Co oglądacie świat przez lupę. I wszystko wiecie: co, jak, kiedy. Całujcie mnie wszyscy w du*ę.” Serce rośnie, publiczność bije brawo.
Na koniec raz jeszcze o Zuzannie. Premierę „Komediantki” obejrzało wielu znajomych z jej roku. Po spektaklu były kwiaty, gratulacje, uściski, łzy wzruszenia. Dobrze mieć takie wsparcie na początku drogi.
W rolach głównych: Zuzanna Jagusiak i Krzysztof Głuchowski. Scenografię, kostiumy i plakat przygotował Łukasz Błażejewski, opracowania muzycznego spektaklu dokonał Paweł Harańczyk, a o reżyserię świateł zadbał Wojciech Kiwacz. Charakteryzacje przygotują Artur Świetny, Kaja Jałoza i Julia Kubacka, a realizatorem dźwięku będzie Bogdan Czyszczan.