Wywiad z Katarzyną Chlebny
„Kora. Boska”. Spektakl o wokalistce Maanamu na deskach Teatru Nowego Proxima
Kiedy po śmierci Kora staje u wrót nieba, czekają na nią trzy Matki Boskie – tak zaczyna się spektakl Katarzyny Chlebny o wokalistce Maanamu. – Spektakl jest opowieścią o kobiecie, artystce, córce i matce, o Polsce, religii, systemie i chorobie – zapowiada twórczyni. Premiera sztuki „Kora. Boska” w Teatrze Nowym Proxima w sobotę 6 listopada. O pracy nad spektaklem rozmawiamy z reżyserką, scenarzystką i odtwórczynią roli Kory – Katarzyną Chlebny.
„Kora. Boska” to spektakl biograficzny?
Spektakl zaczyna się w momencie, gdy Kora żegna się z tym światem i staje w przedsionku domniemanego nieba, trudno więc mówić o spektaklu biograficznym. Biografia Kory posłużyła do stworzenia scenariusza o tyle, że fakty z jej życia, czyli pobyt w domu dziecka, szaleństwo tras Maanamu, miłość do Kamila Sipowicza, ogromna tęsknota za matką, miłość do dzieci są wątkami, które się przejawiają w tej bardzo abstrakcyjnej historii. Osoby, które znają biografię Kory, znajdą te wątki w spektaklu, będą wiedziały, do czego nawiązuję.
A jeśli ktoś zna jedynie jej muzykę?
Jeśli ktoś nie zna biografii, odnajdzie się w tej baśniowej abstrakcji, którą proponujemy. Z jednej strony jest to coś w rodzaju „Alicji w Krainie Czarów”, zagubionej w niebiańskich przedsionkach, z drugiej montypythonowska historia, w której pojawiają się trzy Matki Boskie.
Matka Boska była ważnym motywem w życiu Kory.
Matka jest w życiu Kory niezwykle ważną postacią, archetypem – jej matka, za którą nieprawdopodobnie tęskniła przez całe życie, co przejawia się szczególnie w tomie „Miłość zaczyna się od miłości” złożonym z wierszy, listów i notatek Kory. Przez kilka lat swojego dzieciństwa Kora wychowywała się w domu dziecka i ta tęsknota, w połączeniu z idealizowaniem matki, była nieodłączną częścią budowania jej wyobrażeń o matce w ogóle. Ta tęsknota stała się również inspiracją do malowania tzw. Maryjek. Kora, zachwycona meksykańskim wizerunkiem Matki Boskiej z Guadalupe, podjęła się upiększania Madonn. Kupowała białe figurki, które malowała, nadając im swój rys charakteru.
Twoja Kora spotyka trzy Matki Boskie.
Zastanawiałam się, co by było, gdyby Korę skonfrontować z Madonnami, ale nie tymi z jej wyobraźni, a z tym, jak w naszym kraju wyobrażają ją sobie katolicy, z Madonnami, które znamy z obrazów, do których się modlimy. Stąd trzy Matki Boskie. Matka Boska Częstochowska jest bardzo silna, polska, nieprzejednana, surowa. Jest w niej mocny patriarchalny rys. Symbolizuje wiarę. W tę postać wcielił się Piotr Sieklucki. W konfrontacji do niej stoi Matka Boska Fatimska, w spektaklu symbolizująca nadzieję, choć może bardziej jest to ufność, naiwność i pokora, które przeradzają się w podcinanie sobie skrzydeł. Ta postać jest kobietą uległą, niepewną, zahamowaną i sfrustrowaną. W tę rolę wciela się Paweł Rupala. Trzecia Madonna to Matka Boska z Guadalupe – w tej roli Łukasz Błażejewski – symbolizująca miłość, ale jest to hipisowska wolna miłość, bardzo niedojrzała. Trzy Matki Boskie odzwierciedlają niejako strukturę rodziny: ojca Polaka, który jest Matką Boską Częstochowską, matki – Matki Boskiej Fatimskiej i Matki Boskiej z Guadalupe, której najbliżej do nastoletniej córki, próbującej doznać wszystkich aspektów życia. Każda z nich, pod wpływem Kory, doznaje pewnego rodzaju metamorfozy. Spotykam się z pytaniem, czy to jest prowokacja i profanacja – i te słowa pojawiają się też w prologu spektaklu. Nie jest to ani prowokacja, ani profanacja – w jednym z wywiadów Kora powiedziała, że mężczyzna przebrany za kobietę zawsze wzbudza emocje albo dramatyczne albo komiczne. Matki Boskie w moim spektaklu gra więc trzech domorosłych gejów – tak się nazywają w moim scenariuszu – i jest to bardzo czytelny sygnał, że znajdujemy się w teatrze, że jest to forma surrealistycznego show, w którym operujemy bardzo silnym akcentem komicznym.
Zmierzyłaś się już na scenie z repertuarem Kory w spektaklu „Kazik, ja tylko żartowałem”. Piosenki Maanamu to jest wyzwanie?
Nie ukrywam, że bardzo ciepłe przyjęcie tego spektaklu, sprawiło, że z większą odwagą sięgnęłam po piosenki Kory. Na potrzeby spektaklu piosenki fantastycznie zaaranżował Paweł Harańczyk, dając tej muzyce nieco surrealistyczny rys.
„Kora. Boska” to Twój debiut reżyserski.
Kiedy wpadłam na pomysł scenariusza, zobaczyłam te trzy Matki Boskie i Korę, stojącą u wrót nieba, zrozumiałam, że to jest tak abstrakcyjne i jednocześnie skonkretyzowane w mojej głowie, że powinnam z papieru przenieść to na scenę. Wyobraźnia rysowała konkretne gesty, pauzy, światła, tony i teraz, kiedy to wszystko się urzeczywistnia, kiedy postaci z mojej głowy ożyły, bardzo się cieszę, że podjęłam się tego wyzwania.
Jak będą wyglądały kostiumy? Kora będzie barwnym ptakiem?
Kostium zaprojektował Łukasz Błażejewski. Poszliśmy takim kluczem, że Kora jest trochę nie z tego świata, w który wstępuje, więc jest bardzo kontrastowa do nieprawdopodobnie kolorowych kostiumów Maryjek – występuje w swoich ulubionych czerniach.