Książka młodości Janusza Marchwińskiego
Moja ulubiona lektura czasów młodzieńczych.
Od dzieciństwa fascynowało mnie rozgwieżdżone nocne niebo. Letnie wakacje spędzaliśmy z bratem zazwyczaj na wsi, gdzie niebo było czyste – w przeciwieństwie do zadymionej, ojczystej Łodzi. Rozrywek w tym ponurym wtedy mieście nie było zbyt wiele, za to było sporo księgarni. Bardzo lubiłem Pegaz na rogu Zielonej i Piotrkowskiej. Przed wojną należała do rodziny Fischerów, z której wywodził się jeden z moich kolegów. I pewnie to niebo rozbudziło we mnie bardzo wcześnie zamiłowanie do literatury fantastyczno-naukowej. Opowiadania o podróżach kosmicznych były w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku bardzo popularne tak jak dziś „Gwiezdne Wojny” czy „Awatar”. W końcu bratni Związek Radziecki szykował się do podboju Księżyca, by i tam posadzić kukurydzę. Każdego miesiąca polowałem na pismo Kraj Rad w którym można było takie opowiadania znaleźć. Był to tak zwany „tołstyj żurnal”, drukowany na lśniącym, lakierowanym papierze, tak błyszczącym jak wizja raju ZSRR, przedstawiana na kolorowych fotografiach.
W Polsce – oczywiście – absolutną gwiazdą był Stanisław Lem. Przeczytałem wszystkie jego powieści i opowiadania począwszy od „Astronautów” (1951)a na „Opowieściach o pilocie Pirxie” (1968) skończywszy. Jednak nie o Lemie chciałbym dziś opowiedzieć, lecz o dwóch jego niesłusznie zapomnianych kolegach, współzałożycielach Polskiego Towarzystwa Astronautycznego. Mam oczywiście na myśli Krzysztofa Borunia i Andrzeja Trepkę.
W 1953 roku na łamach Ilustrowany Kurier Polski zaczął drukować w odcinkach ich kosmiczną trylogię pod tytułem „Zagubiona przyszłość”. Jej niebywałe powodzenie sprawiło że już w następnym roku ukazało się wydanie książkowe. Kolejne części to „Proxima” (1955) i wreszcie „Kosmiczni bracia” (1959).
Krzysztof Boruń i Andrzej Trepka pisali swoje dzieło w latach tak zwanej „głębokiej komuny”, stąd wyobrażenie przyszłości wymuszało (podobnie jak u Lema) dostosowanie się do komunistycznej wizji powszechnej szczęśliwości, jaka miała niebawem zapanować. Akcja pierwszej części przenosi nas do roku 2406. W kierunku układu Alfa Centauri podąża niewielka wyspa kosmiczna o nazwie Celestia. Jest to dysk o średnicy jednego kilometra, którego kilka tysięcy mieszkańców podróżuje w kierunku mitycznej planety Juwenta. Kolejne pokolenia, które rodzą się i umierają na pokładzie Celestii dawno zatraciły pamięć o życiu na Ziemi. Wiedzą tylko, że uciekają przed władzą Czerwonych Diabłów które przejęły tam władzę. Tymczasem na Ziemi rozwój technologii umożliwił budowę statku kosmicznego Astrobolid, który również wyrusza w kierunku Proximy z misją badawczą. Jego zadaniem jest także sprawdzenie, co stało się z Celestią i jej mieszkańcami. Po wykonaniu tego zadania, w drugiej części, Astrobilid wyrusza w dalszą podróż, dociera do Proximy i dokonuje tam zdumiewających odkryć. Wreszcie w trzeciej części śledzimy losy załogi Astrobolidu, jej spotkanie z obcą cywilizacją, która pomaga ocalić Ziemię przed katastrofą wywołaną przez krzemowe formy życia. Więcej zdradzić nie mogę, ponieważ jak w dobrej powieści kryminalnej napięcie tworzą zagadki i gwałtowne zwroty akcji.
Miłośnicy fantastyki naukowej, młodzi i starzy, przeczytają kosmiczną trylogię jednym tchem. Zaś jej nieco trącący myszką przekaz ideologiczny zupełnie nie przeszkadza. Krzysztof Boruń i Andrzej Trepka dokonując korekty do drugiego (i ostatniego jak dotąd) wydania trylogii w roku 1986 usunęli zresztą zbyt wyraźne ślady ingerencji stalinowskich cenzorów.
W księgarniach kosmiczna trylogia na pewno już od dawna nie jest już dostępna. Kupić ją można za to bez problemu na Allegro. Do czego serdecznie zachęcam. Jak również do kontemplacji rozgwieżdżonego nieba.